Zapytana o to rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki powiedziała, że USA „rozważą” polską propozycję, dodając, że na pewno nie rozmieszczą w Ukrainie własnych wojsk. To dyplomatyczny sposób powiedzenia „nie”. Podobną odpowiedź usłyszeliśmy od innych przedstawicieli administracji, jak rzecznik departamentu stanu Ned Price i ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield.
Fakt, że Psaki nie odpowiedziała wprost, można wytłumaczyć łatwo – wobec Polski obowiązuje dziś szczególna kurtuazja. Jesteśmy państwem frontowym, w czasie wojny sojusznikiem kluczowym, krajem tranzytu transportów pomocy dla Ukrainy, który przyjął w dodatku ponad 2 mln uchodźców, co w Ameryce wzbudza powszechny podziw.
Pomysł Kaczyńskiego? Z całym szacunkiem, ale...
Jako oczywistą odmowę odbierają odpowiedź Waszyngtonu na polską propozycję również amerykańscy eksperci ds. polityki zagranicznej śledzący przebieg wojny. I nie pochwalają wcale tego pomysłu. Przytaczam kilka opinii dla „Polityki”:
Michael Rubin z American Enterprise Institute (AEI): – Siły pokojowe mają rozdzielać strony konfliktu, gdy te zgodzą się przestać walczyć. Nie widać tego teraz na horyzoncie. Nie zgodzi się na to też Rosja, dopóki żyje Putin. Mówmy o tym, jak pomóc Ukraińcom zwyciężyć. Skupianie wysiłków na złudzeniach nikomu nie pomaga.
Michael O′Hanlon z Brookings Institution: – Z całym szacunkiem, ale myślę, że to zły pomysł, jeśli mają to być uzbrojeni żołnierze. Tak samo jest ze strefą zakazu lotów – nie chcemy wdepnąć w wojnę, przekonując samych siebie, że jakiś mały krok będzie uzasadniony, aby „coś zrobić”.