Gazprom odciął dostawy dla Polski i Bułgarii z powodu – jak podali Rosjanie – odrzucenia przez oba kraje żądania z kwietniowego dekretu Putina, by firmy z „nieprzyjaznych krajów” (to m.in. cała Unia) mimo gazowych kontraktów zawartych w euro lub dolarach od kwietnia płaciły w rublach. Część ekspertów ostrzega, że wymóg opłat za gaz w rublach to narzędzie do rozbijania jedności sankcyjnej UE za pomocą uchylania tego żądania wobec poszczególnych klientów. Dekret Putina daje bowiem taką możliwość, nie precyzując kryteriów pozwalających na dalsze opłaty w euro i dolarach.
Czytaj też: Putin marzy o petrorublu. Dlaczego to nie wypali?
Kto się wyłamie?
Skomplikowany mechanizm płatności przewidziany dekretem Putina, z wymogiem założenia dwóch kont w Gazprombanku (w tym jednego rublowego), został uznany już we wstępnej interpretacji Brukseli sprzed dwóch tygodni za sprzeczny z sankcjami UE, zwłaszcza wobec banku centralnego Rosji. W zeszłym tygodniu zostało to potwierdzone w dodatkowych pisemnych wytycznych Komisji Europejskiej.
Polska zarzuca tej wykładni Komisji, że „zamiast wyjaśnić krajom Unii, jak odrzucić rosyjskie żądania, raczej pokazała, jak zastosować się do dekretu Putina bez naruszania unijnych sankcji”. Również część dyplomatów i biznesmenów spoza Polski twierdzi, że wskazówki KE są nie dość precyzyjne. A to z kolei rodzi obawy, że poszczególni importerzy gazu zaczną wykorzystywać niejasności, by obejść sankcje przy płatnościach rublami.