Ukraińcy przystąpili do derusyfikacji i dekomunizacji. Ostatecznej. „Przystąpili” to może nie akuratne słowo, bo to już kolejny etap prac i kolejne podejście do problemu. Przymiarek było kilka.
Radziecka Ukraina pełna była pomników i tablic, wśród których oczywiście na pierwszym miejscu lądował Lenin. Włodzimierz Ilicz stał na cokołach we wszystkich większych miastach, w mniejszych zresztą również. Od wschodu do zachodu, z północy po Krym – Lenin. Na drugim miejscu była, jak się zdaje, Armia Czerwona. Był nawet taki zwyczaj, bardzo powszechny, że po ślubie młoda para udawała się pod pomnik wdzięczności i tam składała ślubny bukiet. Widziałam osobiście.
Z północy na Krym: Lenin
W Kijowie, jeszcze radzieckim, był park, a nawet ulica: Sowiecka, Krasnoarmiejska, Moskiewska, wszelkich komunistycznych działaczy, no i Lenina obowiązkowo. W niepodległej Ukrainie wiele nazw ulic zmieniono, przywracając im dawnych, rodzimych patronów. To było spontaniczne i można powiedzieć: normalne, nie tylko w stolicy. Bardziej na zachodzie niż na wschodzie, który z radziecką tradycją był dłużej i bliżej.
Niepodległa Ukraina miała tyle problemów, że zmiany nazw ulic czy placów nie były największym zmartwieniem. Czyli protestów nie było, ale i determinacji. Zresztą zmiany następowały odgórnie, a z takimi decyzjami nie było zwyczaju się kłócić.