Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

70. dzień wojny. Naddniestrze. Czy rosyjscy generałowie chwycą się brzytwy?

Rosyjski żołnierz w Ukrainie, 3 maja 2022 r. Rosyjski żołnierz w Ukrainie, 3 maja 2022 r. Russian Defence Ministry / TASS / Forum
Rosyjski Dzień Zwycięstwa zbliża się wielkimi krokami, a sukcesu jak nie było, tak nie ma. Narasta tymczasem napięcie w Naddniestrzu, leninowskim skansenie wciśniętym między Ukrainę a Mołdawię. Czyżby nowy front?

Jak tak dalej pójdzie, to Rosjanie ogłoszą zajęcie Zaricznego jako swoje wielkie zwycięstwo w Donbasie, bo większym sukcesem nie mogą się na razie pochwalić. Oczywiście można twierdzić, że ustanowili lądowe połączenie z Krymem, ale jest jeszcze ten nieszczęsny, wciąż broniący się Mariupol. Żeby choć udało się przeprowadzić referendum w obwodzie chersońskim i ustanowić Chersońską Republikę Ludową... ale i tu kicha, mieszkańcy są zdecydowanie za Ukrainą, zwolenników Rosji jak na lekarstwo, nie licząc paru zdrajców.

Mimo to Rosja kontynuuje wściekły ostrzał artyleryjski i ponawia ataki. Postępy robi symboliczne. Na wschód od Iziumu i Słowiańska wojska podeszły pod Ozerne, ale wciąż drepczą na północno-wschodnim brzegu Doniecka.

Pod Czuhujewem ukraińska 92. Brygada Zmechanizowana zajęła kolejną wieś – Mołodową – posuwając się na północ w stronę Staryj Sałtiw na zachodnim brzegu Dońca.

Czytaj też: Donbas. Kąsanie na przeczekanie. Rosji nie wyszedł wielki plan

Zabytkowy sprzęt Rosji na Wyspie Węży

30 kwietnia–2 maja bayraktary TB2 przeprowadziły całą serię udanych ataków na rosyjskie posterunki na Wyspie Węży, która ma zaledwie jedną piątą kilometra kw. powierzchni i leży 35 km od delty Dunaju, w pobliżu granicy z Rumunią. Tak się złożyło, że nieopodal jest też Mołdawia i pasek ziemi zwany Naddniestrzem.

Rosjanie ustanowili na wyspie posterunek obserwacyjny, umieszczając tu ok. 50 żołnierzy z 1229. Centrum Rozpoznania Floty Czarnomorskiej i 744. Centrum Łączności Floty Czarnomorskiej (to de facto jednostka nasłuchu łączności przeciwnika). Do obrony mają trzy działka przeciwlotnicze kal. 23 mm i jedną wyrzutnię rakiet przeciwlotniczych bliskiego zasięgu Strzała 10M. Ta wyrzutnia to absolutny hit, system pochodzący ze schyłkowego ZSRR – wtedy był na topie. Cztery takie wyrzutnie zdążono kupić dla Wojska Polskiego w 1988 r. i wyposażyć w nie baterię przeciwlotniczą 68. Pułku Czołgów w Budowie koło Złocieńca. 34 lata temu to była nowość, dziś to ciekawostka historyczna, w dodatku cała jedna sztuka – faktycznie, bastion nie do zdobycia. Niezłomną obronę przeciwlotniczą wyspy szybko pokonały bayraktary, które bez problemu zniszczyły i działa, i nieszczęsną samotną wyrzutnię. Rosyjska propaganda może to wykorzystać jako przykład ataku na obiekt zabytkowy.

Później też nie było wesoło, bo Rosjanie zdołali stąd ewakuować tylko ośmiu oficerów; 42 pozostałych oficerów, podoficerów i żołnierzy padło ofiarą kolejnych ataków bayraktarów, które poniszczyły wszystko, co znalazły. Tak przynajmniej twierdzą źródła ukraińskie. W ten sposób posterunek zniknął całkowicie, w dodatku 2 maja drony zatopiły dwa nowoczesne kutry patrolowe typu 03160 Raptor. Flota Czarnomorska miała takich siedem, z czego jeden przypuszczalnie utonął już wcześniej pod Mariupolem. Ukraińskie ministerstwo obrony pokazało film z tej akcji.

.Karolina Żelazińska/Polityka.

Czytaj też: To są ci najlepsi rosyjscy dowódcy?

Po co Rosjanom Naddniestrze?

Spójrzmy na Naddniestrze. Ta zbuntowana republika ze stolicą w Tyraspolu, gdzie mieścił się sztab nieistniejącej już 14. Armii Gwardii (1984–95), jest postradzieckim skansenem z sierpem i młotem w herbie. Stacjonują tu niewielkie rosyjskie siły: samodzielne 82. i 113. Batalion Piechoty Zmotoryzowanej (z kołowymi transporterami BTR-80) i samodzielny Batalion Ochrony pilnujący ciekawego miejsca: wielkiego składu amunicji Kobasna z zapasami po 14. Armii Gwardii. Ogromnymi, bo miała trzy dywizje zmechanizowane (w tym dwie gwardyjskie), brygady rakietową, artylerii, przeciwlotniczą i wiele innych jednostek. Mówi się, że w Kobasnej, 3 km od granicy z Ukrainą, leży 22 tys. ton amunicji. Tyle że ma ponad 30 lat i na niewiele się już zda. Swoją drogą ciekawe, jak jest przechowywana. Gdyby nie daj Boże łupnęła, powstałaby fala uderzeniowa porównywalna z wybuchem bomby atomowej w Hiroszimie (o mocy 20 kiloton, ekwiwalentu 20 tys. ton trotylu). Wybuch byłoby słychać nawet w Rzeszowie.

Akcje dywersyjne w Naddniestrzu są prowadzone tak, by nikt nie zginął. Z daleka śmierdzą prowokacją inspirowaną z Moskwy. Brytyjski wywiad, jak donosi „The Guardian”, poważnie obawia się wzmocnienia rosyjskich sił w tych stronach, by zdobyć Mołdawię, a jednocześnie wyprowadzić stąd uderzenie na Odessę. Na pierwszy rzut oka ciekawy pomysł, ale po bliższej analizie – idiotyczny. Po Rosjanach można się jednak spodziewać różnych pomysłów z kosmosu.

Pomysł jest idiotyczny z kilku powodów. Bo jaki cel miałoby podbicie Mołdawii? Co prawda jej armia to jakieś 5 tys. żołnierzy w trzech brygadach na wpół zmechanizowanych, z mieszanką starych kołowych transporterów opancerzonych i bojowych wozów desantowych (robiących za substytut bojowych wozów piechoty; takie uszczknęli po rozpadzie ZSRR), do tego dywizjon artylerii polowej, batalion saperów i zero czołgów. Całe ich siły powietrzne to kilka samolotów transportowych i łącznikowych, parę śmigłowców i pojedynczy dywizjon przedpotopowych rakiet przeciwlotniczych S-125M Newa, nigdy niezmodernizowanych. Żeby pokonać te siły, Rosjanie będą potrzebowali koło trzech brygad, w tym po jednym batalionie czołgów i jeden–dwa dywizjony artylerii.

I tu zaczynają się schody. Skąd je wziąć? Trzeba by je zabrać z jakiegoś frontu. Z Donbasu? Nie ma szans. Z Chersonia? I zostawić Chersoń na pastwę Ukrainy? Mowy nie ma! Poważny problem.

Czytaj też: Ukraińska artyleria robi robotę. Rosjanie mogą się bać

Marna ta armada desantowa

A na tym nie koniec. Załóżmy, że jakimś cudem Rosjanie wyskrobali te trzy brygady. Jedną, piechoty morskiej, ściągnęli spod Mariupola, dwie spod Zaporoża, chwilowo zaprzestając tu działań ofensywnych na Dniepr, które i tak niczemu nie służą. I znów pojawia się problem: Naddniestrze ani Mołdawia nie mają dostępu do morza. Od morza dzieli je wąski pasek ukraińskiej ziemi między zatoką wcinającą się w ląd aż po samą granicą z Mołdawią a granicą z Rumunią. Do zatoki wpada dość szeroki Dniestr. Co ciekawe, aby odciąć ten wąski pasek, Rosjanie kilka dni temu zniszczyli rakietami Kalibr jedyny most w miejscowości Zatoka, który łączy tę część Ukrainy z resztą kraju. Analitycy odczytali to jako przygotowanie do desantu w rejonie Tuzłowskiego Limanu, ukraińskiego parku narodowego, rejonu turystycznego. Są tu śliczne miejsca – i koszmarne z wojskowego punktu widzenia. Na większości wybrzeża za wąską plażą zaczyna się wysoki klif, podobny do Pointe du Hoc w Normandii, który po dramatycznej walce zdobył 6 czerwca 1944 r. amerykański 2. Batalion Rangers (tu służył filmowy szeregowiec Ryan). Z Pointe du Hoc Niemcy mogliby ostrzeliwać nieodległą plażę Omaha. Ta bitwa przeszła do historii.

Gdyby Rosjanie zdecydowali się wysadzić tu desant morski, mogliby mieć własną heroiczną „plażę Omaha”, przy czym siły obrońców są tu zapewne nie za duże. Za to podchodzące do plaż okręty desantowe mogłyby skutecznie ostrzelać Neptuny, a może też inne rakiety przeciwokrętowe dostarczone Ukraińcom z Zachodu. Mogłoby się skończyć efektownym utopieniem kolejnych jednostek desantowych Rosji, a zostało ich na Morzu Czarnym całe cztery (wybuch w Berdiańsku rozerwał okręt Saratow i poważnie uszkodził okręt Cezar Kunikow, który nieprędko wróci do służby). Jamał jest w remoncie, zostały Orsk, Nikołaj Filczenkow, lekko uszkodzony w Berdiańsku Nowoczerkawsk i Azow. Marna armada desantowa.

Załóżmy jednak, że okręty zdołają wyrzucić na plaże parku narodowego 810. Brygadę Piechoty Morskiej Gwardii im. 60-lecia powstania ZSRR, mocno osłabioną w walkach o Mariupol, obecnie działającą pod Hulajpołem. Można też wysłać 40. Krasnodarsko-Charbińską Brygadę Piechoty Morskiej Gwardii i 188. Brygadę Piechoty Morskiej Gwardii, obie z Floty Pacyfiku, aktualnie walczące pod miejscowością Wielika Nowosiłka. Wojska miałyby teraz dwie możliwości. Żeby dostać się do Naddniestrza, musiałyby przejść przez skrawek Mołdawii, a potem przekroczyć Dniestr. A gdyby tak siły Mołdawii wysadziły te mosty w powietrze? Chodzi o most w Răscăieți, następny jest dopiero na przedmieściach Tyraspolu, jak na złość jeden i drugi po mołdawskiej stronie nieformalnej granicy.

Rosjan czekałoby więc przekraczanie rzeki. Pływające transportery Piechoty Morskiej mogą pójść przez Dniestr bez mostu, ale dowóz zaopatrzenia byłby nieco utrudniony. A może zakładają, że ponad 30-letnia amunicja zgromadzona w Kobasnej jeszcze się do czegoś nadaje? Paliwo też pewnie jakieś zostało. Wówczas mogą tam walczyć nawet rok.

Oczywiście oznaczałoby to atak na Mołdawię i otwarcie kolejnego frontu. Ale może Rosjanie zakładają, że przez plaże Tuzłowskiego Parku Narodowego zdołają dostarczyć wojska i zaopatrzenie do uderzenia na Odessę.

Inny wariant, bez atakowania Mołdawii „z marszu”, to przerzut jednostek powietrzno-desantowych drogą powietrzną do Tyraspolu. Narażałoby to samoloty transportowe na ogień rakiet przeciwlotniczych z rejonu na zachód od Odessy i starcie z ukraińskimi myśliwcami, które dość swobodnie tu operują. Nie można stwierdzić, że taki wariant wydarzeń to czysta fantazja, bo choć to wszystko kupy się nie trzyma, to zdesperowani rosyjscy generałowie mogą chwytać się brzytwy.

Czytaj też: Czy Ukraina wystarczy Putinowi?

Manewry na Białorusi. Szatański plan Rosji

Ostatnie ataki rakietowe na ukraińskie węzły kolejowe, w tym zakarpacki rejon Użhorodu przy samej granicy ze Słowacją, uderzony po raz pierwszy od rozpoczęcia wojny, świadczy o chęci powstrzymania napływu uzbrojenia z Zachodu. Rakiety skrzydlate spadły też w okolicach Lwowa, Winnicy, Mikołajowa i Żytomierza. Atakowano nie tylko linie kolejowe, ale i podstacje elektryczne, by odciąć zasilanie trakcji. Lwów został odcięty od prądu. Rosjanie spowodowali pewne utrudnienia w przewozach kolejowych, ale natarcia były za słabe, by je całkowicie sparaliżować.

Odcięcie dostaw uzbrojenia ma dla nich rzecz jasna kluczowe znaczenie. Jeśli nie zdołają tego zrobić, mogą zapomnieć o opanowaniu Ukrainy, a może stracą nawet to, co już zdobyli. Dlatego niewykluczone, że wymyślili jeszcze jeden szatański plan.

4 maja zaczęły się na Białorusi dość duże ćwiczenia wojskowe. Siły w ramach (rzekomo) manewrów szkolnych są przerzucane pod ukraińską granicę w rejonie Pińska. Warto pamiętać, że Rosja ma tu wciąż własną 29. armię, która choć słaba i wykrwawiona, nie może być całkiem lekceważona. W okolicy znajduje się wielki poligon. Niewykluczone, że rosyjski plan jest następujący: zbieżny atak na Tarnopol z północy, z Białorusi przez Łuck i z południa, z Naddniestrza, przez Kamieniec Podolski. Liczą zapewne, że ukraińskie siły są tam dużo słabsze, bo większość jest w Donbasie. Jakie szanse powodzenia ma taki plan – o tym jutro.

Czytaj też: Polskie czołgi dla Ukrainy. Jak bardzo przydadzą się w walce?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną