Specjalny zespół śledczy w amerykańskim departamencie sprawiedliwości (DoJ) rozpracowuje mechanizmy ukrywania majątków rosyjskich oligarchów związanych z Władimirem Putinem, któremu pomagają prowadzić wojnę z Ukrainą. Dzięki jego pracy rządy krajów sojuszniczych przejmują ich nielegalnie zgromadzone aktywa. Na początku maja administracji Bidena udało się skłonić władze Fidżi do konfiskaty jachtu wartości 300 mln dol. należącego do Sulejmana Kerimowa, który złamał prawa amerykańskie m.in. o praniu pieniędzy. Najnowszym celem śledczych z DoJ są liczne nieruchomości.
Amerykanie na tropie rosyjskich majątków
Zespół, nazwany Task Force KleptoCapture, powstał na początku marca, w tydzień po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nazwa nawiązuje do faktu, że działalność rosyjskich miliarderów jest częścią patologicznego ustroju Rosji, czyli kleptokracji, systemu masowego rozkradania majątku narodowego przez skorumpowane elity biznesu, wywodzące się przeważnie z komunistycznej nomenklatury z czasów ZSRR.
Zespołem, powołanym przez prokuratora generalnego Merricka Garlanda, zarządza jego zastępczyni w resorcie Lisa O. Monaco, natomiast kierownictwo bieżących operacji spoczywa w rękach prokuratora z Nowego Jorku Andrew C. Adamsa, weterana walki z zorganizowaną przestępczością w tym mieście, centrum działalności mafii, także rosyjskiej. Zespół współpracuje z FBI, Secret Service, Departamentem Bezpieczeństwa Kraju (DHS) i federalnym urzędem podatkowym, a także z analogicznymi organami krajów sojuszniczych.
Kilka dni temu Adams ujawnił telewizji CNN, że jego ludzie koncentrują się teraz na wyśledzeniu prawdziwych właścicieli aktywów rozmieszczonych w rozmaitych firmach fasadowych, gdzie oligarchowie ukrywają swe majątki. To często system piętrowy: jedna firma słup ukrywa się w drugiej, ta jeszcze w następnej itd. System służy praniu nielegalnie zarobionych pieniędzy. Zespół Adamsa stara się wyśledzić pośredników, osoby, które zgodziły się odgrywać rolę fikcyjnych właścicieli tych firm.
Czytaj też: Rosyjski łącznik. Kto by chciał śmierci Abramowicza?
Jacht skonfiskować łatwiej niż nieruchomość
Oligarchowie pozwalają Putinowi ukrywać jego własny majątek w tych firmach, w zamian korzystając z zapewnianej im przez Kreml bezkarności i innych przysług i przywilejów. Działają w różnych branżach, w tym w sektorze zbrojeniowym, wspierając w ten sposób prowadzenie wojny.
Konfiskata jachtu Kerimowa to kolejna z sankcji tego rodzaju na rosyjskich oligarchów ściganych przez KleptoCapture. Spotkały one już ponad dziesięciu rosyjskich właścicieli luksusowych jachtów zacumowanych we Francji, Włoszech, Anglii, Chorwacji, Niemczech i Dominikanie, których łączna wartość przekracza 2,5 mld dol.
W następnej kolejności zespół amerykańskich śledczych namierzył nieruchomości. Niektórzy posiadają luksusowe apartamentowce w USA, głównie w Miami na Florydzie i w Nowym Jorku. Odbieranie ich rosyjskim właścicielom jest trudniejsze, gdyż prawo amerykańskie przewiduje, że mogą odwoływać się do sądu od decyzji władz, co przedłuża procedurę. Oligarchowie wynajmują prawników i lobbystów, aby bronili ich przed sankcjami. Wiele amerykańskich firm prawniczych zerwało kontakty z Rosjanami, ale niektóre nadal ich reprezentują. Biden przedstawił niedawno plan skrócenia procedury konfiskat. Środki ze sprzedaży nielegalnie zgromadzonych aktywów mają być przeznaczone na pomoc dla Ukrainy.
Czytaj też: Czemu tu leziecie? Czyli jak działa system Putina
Oligarchowie będą się wstydzić
Trudno ocenić, w jakim stopniu ściganie oligarchów wpłynie na postępowanie Putina w Ukrainie. Według części ekspertów są oni uzależnieni od rosyjskiego prezydenta bardziej niż on od nich, więc wpływ sankcji na oligarchów nie jest znaczący. Wielu z tych magnatów najwyraźniej dotkliwie jednak odczuwa skutki konfiskat oraz sankcji na przedsiębiorstwa, w których ma udziały. Niektórzy, zwłaszcza ci, którzy zrobili majątek jeszcze za rządów Borysa Jelcyna w latach 90., jak Władimir Potanin, zaczęli dystansować się od Putina, krytykując wojnę, także dla zachodnich mediów, chociaż przeważnie anonimowo z obawy przed odwetem Kremla. W wypowiedziach dla „Washington Post” skarżyli się, że byli zupełnie zaskoczeni inwazją Ukrainy, ale niewiele mogą zrobić, bo w bezpośrednim otoczeniu Putina dominują „siłowiki”, czyli państwowy aparat przemocy.
Najdalej posunął się Oleg Deripaska, znany jako król branży aluminiowej. Napaść na Ukrainę nazwał „szaleństwem”, którego „będziemy się długo wstydzili”, i powiedział, że wywołane nią sankcje będą dla gospodarki rosyjskiej trzy razy gorsze niż skutki kryzysu finansowego w 1998 r. Zaznaczył jednak, że za wojnę współodpowiada Zachód. Żaden z rosyjskich miliarderów nie potępia jej ze względów moralnych czy humanitarnych; krytyka skupia się na jej ekonomicznych skutkach.
Czytaj też: Ogromny pakiet pomocy USA dla Ukrainy