Rosjanie skoncentrowali teraz swoje wysiłki na poszerzaniu włamania spod Popasnej w kierunku zachodnim, północno-zachodnim i północnym. Cały czas próbują przerwać drogę Bachmut–Lisiczańsk, by odciąć Ukraińcom szlaki zaopatrzenia. Ale wspomniana trasa, pod ciągłym ostrzałem, i tak jest już bezużyteczna. Zapasy dla walczących w Lisiczańsku wojsk trzeba wozić jedyną dostępną drogą, przez Siewiersk, który notabene też jest w zasięgu rosyjskiej artylerii. Oczywiście marzeniem Rosjan byłoby całkowite okrążenie Ukraińców, wyjście z rejonu Popasna–Bachmut na północ, przez Siewiersk, do Dońca. Wówczas Lisiczańsk i znajdujące się tam wojska byłyby otoczone ze wszystkich stron. Bez możliwości zaopatrywania czy odwrotu. Dlatego mam nadzieję, że ukraińskie dowództwo w razie potrzeby postąpi równie rozsądnie co w przypadku Siewierodoniecka i Wzgórz Hirskich, gdy wycofało się, zanim zacisnęły się kleszcze, które uchwyciły próżnię w swoje szpony... W żargonie „próżnia” to rejon, gdzie nie ma wojsk przeciwnika.
Oczywiście Rosjanie nie byliby sobą, gdyby znów nie atakowali spod Iziumu w stronę Słowiańska. Który to już szturm? Jubileuszowy, pięćdziesiąty? Przypominają się słynne natarcia na Rżew i Syczewkę jesienią 1942 r. i wczesną wiosną 1943. Łupanie głową w mur godne samego Żukowa, który prowadził tamtą operację i stracił bezproduktywnie setki tysięcy żołnierzy.
Czytaj też: Co ważniejsze na polu walki: pancerz czy pocisk?