Nancy Pelosi do Republiki Chińskiej, jak oficjalnie swój nie w pełni suwerenny kraj nazywają mieszkańcy wyspy położonej zaledwie 160 km od brzegów ChRL, miała lecieć już w kwietniu, ale zatrzymało ją zakażenie koronawirusem. Tym razem podróż też stała długo pod znakiem zapytania. Punktem spornym był właśnie Tajwan. Chińczycy zaciskają pętlę wokół wyspy, zbliżając się do jej przestrzeni powietrznej i wypuszczając w eter dwuznaczne komunikaty o swoich planach. Im bliżej podróży Pelosi, tym głośniejsze były więc apele, by ominęła Tajwan. Denerwowali się zwłaszcza amerykańscy wojskowi, obawiając się w odwecie militarnej ekspansji Chin na Pacyfiku.
Podkast: Chiny jak smok budzą się ze snu. Na czym polega ich fenomen?
Pelosi na Tajwanie. Biden ma ból głowy
Pelosi wyleciała już z Tajpei, ale nikogo to w Waszyngtonie specjalnie nie uspokoiło. Problemy dopiero się zaczną. Tak przynajmniej wynika z wielogłosu w tej sprawie, który zebrał dziś rano brytyjski „The Guardian”. Dziennik cytuje m.in. Lyle’a Goldsteina, eksperta z think tanku Defense Priorities. Jego zdaniem podróż Pelosi to „polityczna pokazówka”, i choć może nie doprowadzi do wybuchu wojny, to znacznie pogorszy relacje w trójkącie Tajwan–Chiny–USA i przyspieszy proces „lunatycznego marszu ku katastrofie w bliżej nieokreślonym czasie”. Innymi słowy: kryzys jest nieunikniony, choć nie wiadomo, jaką przyjmie formę.
Także cytowana przez dziennik znana politolożka Bonnie Glaser z German Marshall Fund zwraca z kolei uwagę, że Pelosi nie musiała jechać na Tajwan akurat teraz. Jak tłumaczy, lepiej było wybrać się tam pod koniec roku, już po zaplanowanym na listopad kongresie Chińskiej Partii Komunistycznej. Xî Jinping ma przedłużyć wówczas swoje przywództwo na kolejną kadencję. Obie strony zyskałyby czas na precyzyjne sformułowanie przekazu. Administracja Chin miałaby już uzgodnione cele międzynarodowe, a Biały Dom mógłby dookreślić, czy pod rządami Bidena nadal chce uprawiać „strategiczną dwuznaczność”, jak określa się amerykańską politykę wobec Tajwanu.
Czytaj też: Chiny mają sposób na słabych
O tym, że otoczenie prezydenta i Pentagon nie kryły niezadowolenia z powodu wyjazdu Pelosi, informuje telewizja CNBC. Stacja stwierdza, że teraz „Biden ma ból głowy”. Zapytany o plany spikerki już w czerwcu powiedział, że „wojskowi nie uważają tego za dobry pomysł”, choć zarazem przyznał, że nie wie, jaki jest status przygotowań, sygnalizując, że nie zamierza ingerować w plany Pelosi. CNBC zwraca uwagę, że takie komentarze nie służą nikomu, bo zwiększają tylko niepewność co do kursu amerykańskiej polityki zagranicznej.
Stacja szeroko też opisuje, jak na wizytę Pelosi zareagowały Chiny. A zareagowały szybko i gwałtownie. Już we wtorek Liu Xiaoming, jeden z najważniejszych chińskich dyplomatów, napisał na Twitterze, że wizyta Pelosi „mocno zagrozi pokojowi i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej, znacząco zaszkodzi chińsko-amerykańskim relacjom i doprowadzi do poważnych konsekwencji”. Na te ostatnie nie trzeba było zresztą długo czekać; Pekin błyskawicznie nałożył nowe cła na tajwańskie produkty, a chińskie myśliwce znów latały nad cieśniną.
Czytaj też: Czy to już? Populacja Chin spadnie po raz pierwszy od dekad
Zwarcie z Pekinem? Tylko nie teraz
Suchej nitki na spikerce nie zostawił też wpływowy komentator „New York Timesa” Thomas L. Friedman. Jego zdaniem wizyta na Tajwanie teraz to przejaw „bezgranicznej nieostrożności” i „nic dobrego z niej nie wyniknie”. Doprowadzi tylko do eskalacji napięć, a może i do większego kryzysu. Dla USA byłaby to katastrofa: Ameryka zostałaby wciągnięta „w konflikt z mającą nuklearny potencjał Rosją i mającymi nuklearny potencjał Chinami”. Jak dodaje Friedman, przekonanie, że sojusznicy z Europy staną po stronie USA w obronie Tajwanu, świadczy o „kompletnie błędnym odczytywaniu świata”. Publicysta konkluduje, że jeśli Waszyngton ma już iść na zwarcie z Pekinem, to lepiej na własnych warunkach i w wybranym przez siebie momencie. Czyli na pewno nie teraz.
Warto zauważyć, że „New York Times” podchodzi do sprawy przekrojowo i w innym tekście opisuje reakcje mieszkańców Tajwanu. Oni się cieszą, bo mają dość chińskich zaczepek, na które nikt nie odpowiada. W Tajpej potrzeba zdecydowanego poparcia Ameryki jest silna. Wizyta Pelosi, znanej krytyczki Pekinu, może jednak rozbudzić nadzieje na zacieśnienie relacji z USA. A to nie od niej zależy.
Pelosi może ryzykuje, ale jest przynajmniej spójna – zauważa z kolei „Washington Post”. Od zawsze ostro atakuje Chiny, co nierzadko kosztowało ją popularność we własnej Partii Demokratycznej. Nie pierwszy raz też naraża na szwank stabilność wzajemnych relacji. W 1991 r. jako członkini Izby Reprezentantów stanęła w milczeniu na pl. Tiananmen z prodemokratycznym transparentem. Starsi koledzy wpadli w furię – „Washington Post” przytacza reakcję J. Stapletona Roya, ówczesnego ambasadora USA w Chinach, który zrugał ją ostro w hotelowym lobby. Ale polityczka niespecjalnie się tym przejęła. I tak samo będzie pewnie teraz, bo Pelosi konsekwentnie ignoruje krytykę Pentagonu i Białego Domu. W przeszłości wchodziła już w zwarcie z prezydentami z własnej partii, z Billem Clintonem pożarła się właśnie o Chiny.
Chiny. Z dużej chmury mały deszcz?
Nie wszyscy za oceanem koncentrują się na sporach między Pelosi, sekretarzem stanu Antonym Blinkenem i Białym Domem. Michael Schuman z magazynu „The Atlantic” tydzień temu radził raczej patrzeć, jak na wizytę zareagują Chińczycy. Jego zdaniem święte oburzenie Pekinu dowodzi tylko, jak bardzo Xî Jinping potrzebuje zmiany strategii wobec Tajwanu i w ogóle nowej polityki zagranicznej.
Agresywna obrona własnych interesów miała promować wizerunek Chin jako niezależnego państwa i skutecznego partnera, ale osiąga odwrotny skutek. Schuman zauważa, że nawet w Chińskiej Partii Komunistycznej jest to krytykowane. Niektórzy w Pekinie boją się, że Chiny zostaną zaraz otoczone pierścieniem przez Amerykę i jej sojuszników. Komunistyczne elity widzą też zjednoczenie Zachodu – w NATO, ale i na Pacyfiku – m.in. wskutek rosyjskiej agresji. Nikt więc teraz nie marzy o zaognianiu sytuacji. Dlatego możliwe, że z wizyty Pelosi na Tajwanie, jak z wielu dużych chmur, deszczu będzie mało albo wcale.
Czytaj też: W Chinach wykuwa się nowy człowiek