Ukraińcy znaleźli sposób na trzymanie Krymu w stanie permanentnego napięcia. Nad półwysep wysyłają bezpilotowce chińskiej produkcji kupowane przez AliExpress za 4 tys. dol., o zasięgu przekraczającym 100 km, zdolne latać dwie godziny. Po pierwsze, dzięki nim udaje się rozpoznać położenie różnych ważnych obiektów. Po drugie, Rosjanie są zmuszeni odpalać rakiety przeciwlotnicze w obawie przed kolejnymi atakami, jak ten na budynek sztabu Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Rezultat jest taki, że wystrzeliwują rakiety warte po 100 tys. dol. do dronów za 4 tys. dol. Ciekawe, czy wystrzelają się do reszty. Produkcja rakiet zapewne też wymaga mikroprocesorów z importu... Niezależnie od wszystkiego mieszkańcom Krymu dają się we znaki nocne alarmy przeciwlotnicze i eksplozje.
Czytaj też: Do czego Rosji potrzebny Krym? To jej być albo nie być
Fajerwerki w Auchan i jad kiełbasiany
Jak zwykle ostatnio rosyjskie wojska nie zdołały się posunąć na żadnym odcinku. W Donbasie walki znów toczyły się pod Iziumem, choć należałoby je raczej nazwać atakami nękającymi. Próby zdobycia skrawka terenów pod Siewierskiem, Bachmutem i Donieckiem spełzły na niczym. Pod Charkowem Rosjanie nawet nie próbowali uderzać, ograniczyli się raz jeszcze do ataków lotniczych i ostrzału artyleryjskiego. W obwodzie chersońskim chcieli ruszyć w kierunku Mikołajowa, ale i tu bez powodzenia.