Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

„Męczarnia” i „przystanki”. Jak Bruksela radzi sobie z pisowską władzą w Polsce

Premier Mateusz Morawiecki Premier Mateusz Morawiecki Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Polityka PiS jest kulą u nogi osłabiającą międzynarodową pozycję Polski. Nawet wyjątkowa rola w sprawie Ukrainy, a taka jest, nie sprawi, że Warszawa awansuje do pierwszej ligi w UE. Bruksela na szczęście rozdziela problemy, starając się nimi nie skażać całej relacji z danym krajem.

Wzrost znaczenia w sytuacji wojny w Ukrainie. Ale też ciągnące w dół kolejne przesilenia w sporze o praworządność. Losy polskiego Krajowego Planu Odbudowy świetnie obrazują niewygodny rozkrok, w którym stoi Polska. Bruksela usiłuje jednak nie mieszać tych obu spraw.

Czytaj też: Jak PiS dawał się rozgrywać Orbánowi

PiS się przeliczył

„Zgniły kompromis”, jakim było przedwakacyjne porozumienie Komisji Europejskiej (a potem Rady UE) z rządem Mateusza Morawieckiego w sprawie KPO, nie był – wbrew twierdzeniom zarówno działaczy praworządnościowych, jak i ludzi premiera i prezydenta – efektem ustępstw Brukseli w atmosferze wojny w Ukrainie. Przeciwnie: to polskie władze zgodziły się na warunki mniej więcej takie, jakie Komisja Europejska oferowała już w 2021 r., gdy domagała się wyłącznie częściowej naprawy sądownictwa.

Warszawa, która jesienią odrzuciła tę ofertę, potem odpuściła, licząc na to, że załagodzi relacje z instytucjami UE z racji wojny w Ukrainie, ale też wykorzystując ją jako swoisty pretekst dla częściowej kapitulacji w tym sporze. Wydaje się jednak, że gdy już doszło do ugody, PiS nabrał przekonania, że nawet jeśli nie wdroży w pełni tzw. kamieni milowych, to Bruksela – także z powodu trwającej wojny – nie ośmieli się rzucać Morawieckiemu kłód po nogi, pogodzi się z takim ruchem i pierwsza wypłata z KPO będzie już blisko Warszawy.

Reklama