Rosja kupuje broń w Korei Północnej – informuje dziennik „New York Times”, który powołuje się na odtajnione dokumenty amerykańskiego wywiadu. Chodzić ma o miliony niezaawansowanych technologicznie pocisków artyleryjskich i rakiet. Zakupy takie byłyby pogwałceniem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, ograniczeń nakładanych na Koreę Północną za rozwój programu zbrojeń jądrowych i rakietowych. Ani Władimira Putina, ani północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una specjalnie to nie interesuje. Tworzą oś pariasów, krajów obłożonych międzynarodowymi sankcjami. Kim podziela generalny pogląd wielkiego sąsiada na porządek światowy, też uważa Amerykę za wroga i najpoważniejsze zagrożenie, zresztą od czasu do czasu rutynowo wygraża jej atakiem z użyciem swoich atomowych zabawek. W geście przyjaźni z Rosją Korea uznała w lipcu dwie separatystyczne republiki udające na zlecenie Moskwy samodzielne państwa na wschodzie Ukrainy.
Putin szuka żelastwa
Wyrzuceni na margines cywilizowanych stosunków międzynarodowych Putin z Kimem stali się naturalnymi sprzymierzeńcami, zresztą razem ze znajdującym się w podobnym położeniu Iranem, od którego Rosja kupuje bezzałogowe statki powietrzne. Różnie ma być z ich sprawnością. Podobnie zagadką pozostaje stan koreańskiej broni, jej niezawodność i celność zależy od tego, z jaką starannością została wyprodukowana i od warunków jej przechowywania, pewnie w iluś przypadkach wieloletniego.