Dzień później był już z powrotem w Berlinie, gdzie podróż krytykowano ze wszystkich stron politycznej sceny. Zdaniem kanclerza wznowienie dialogu z Chinami jest jednak konieczne, a trudne czasy wymagają nadzwyczajnych środków.
Zachwiana równowaga na świecie
„To dobre i słuszne, że jestem tu dziś w Pekinie” – tymi słowami Olaf Scholz rozpoczął swoją wizytę. Kanclerz spotkał się z przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpingiem i premierem Li Keqiangiem. To pierwsze spotkanie z zagranicznym przywódcą po powtórnym wyborze Xi na sekretarza Komunistycznej Partii Chin i pierwsza wizyta Scholza w Chinach. Ten najkrótszy w historii pobyt kanclerski w Pekinie zaplanowano na ledwie 11 godzin, co było podyktowane także względami sanitarnymi (w Chinach występują wciąż lokalne ogniska covid-19). Ten kontekst dobitnie wskazuje, jak pilna była to rozmowa.
Atak Rosji na Ukrainę zachwiał i tak wątłą geopolityczną równowagą na świecie. Kraje takie jak Turcja czy Chiny umocniły swoją pozycję zarówno w Azji Centralnej, jak i w stosunkach z Zachodem. Rośnie napięcie między Tajwanem i ChRL, usilnie forsującą politykę „jednych Chin”, czyli de facto aneksję wyspy. Mimo że Xi może liczyć na poparcie Władimira Putina w tej kwestii, próżne są nadzieje na wzajemność. Chiny nie zdecydowały się nigdy oficjalnie poprzeć poczynań Rosji w Ukrainie.
Wracając do wizyty w Pekinie: wbrew pozorom Zachód potrzebuje Chin, a Chiny – Zachodu.