Bachmut, jak już pisaliśmy, nie ma większego znaczenia. Owszem, sytuacja była inna, gdy Rosjanie siedzieli w Iziumie i Łymanie i prowadzili uporczywe ataki na Słowiańsk od północy. Podejście od południowego wschodu, czyli od strony Bachmutu, pozwoliłoby zacisnąć szczęki na Ukraińcach broniących się wokół Siewierska. Ale dziś już nie ma górnej szczęki paszczy, wojska nacierające na Bachmut brną donikąd.
Co innego, gdyby podobne natarcie na północ rozpoczęli dużo dalej na zachód, w kierunku na Hulajpole i na Pawłohrad. W razie powodzenia poprzecinaliby szlaki zaopatrzenia dość znacznej ilości ukraińskich wojsk, a być może zmusiliby je do wycofania i spod Doniecka, i spod Gorłowki, i spod nieszczęsnego Bachmutu z Łysyczańskiem.
Ale do takiego uderzenia Rosjanie nie są zdolni. Pokiereszowane wojska, uzupełnione masą niezdyscyplinowanych, niewyszkolonych i obojętnych na wszystko mobików, nie są w stanie prowadzić poważniejszej, dobrze zsynchronizowanej, zaplanowanej i wspieranej operacji ofensywnej. Rosja, można śmiało zaryzykować takie stwierdzenie, nie ma lotnictwa wojskowego, bo to, które ma, nie umie precyzyjnie uderzać w obiekty przeciwnika – na polu walki, na zapleczu ani na głębokich tyłach. Nie potrafi wywalczyć powietrznej przewagi, by stworzyć sobie warunki do swobodnego działania.