Brazylia. Szturm fanów Bolsonaro na parlament to początek większej i groźnej batalii
Do szturmu doszło w niedzielę 8 stycznia. Zaprzysiężony tydzień wcześniej nowy-stary prezydent Luiz Inácio Lula da Silva, legendarny lider związkowej lewicy, przebywał w stanie São Paolo, a więc ponad 1000 km na południe od stołecznej Brasilii, gdzie rozegrała się insurekcja. Kilkanaście tysięcy lojalnych zwolenników Jaira Bolsonaro, od tygodni koczujących w okolicach budynków rządowych, próbowało do nich wtargnąć. Szturm ułatwiła architektura, bo centralna część Brasilii, zwana „placem trzech władz”, jest po prostu ogromnym, poprzecinanym trawnikami punktem na mapie miasta, a siedziby sądownictwa, władzy wykonawczej i legislatywy praktycznie ze sobą sąsiadują.
Bolsonaro kontra Lula
Fanatycy prawicowego przywódcy, zwani od jego nazwiska Bolsonaristas i odziani w narodowe flagi, mogli sprawiać wrażenie grupy rekonstrukcyjnej odtwarzającej atak na waszyngtoński Kapitol sprzed niemal równo dwóch lat. I nie ma w tym porównaniu specjalnej przesady. Podobieństw, zwłaszcza strukturalnych, jest zbyt wiele, żeby je ignorować.
Sam Jair Bolsonaro, nazywany „Trumpem Tropików”, przez cztery lata prezydentury wzorował się na amerykańskim koledze, zwłaszcza jeśli chodzi o styl rządzenia i formowanie przekazu.