Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Biden w Kijowie. Putin się przeliczył, Zachód się nie ugina

Joe Biden i Wołodymyr Zełenski w Kijowie, 20 lutego 2023 r. Joe Biden i Wołodymyr Zełenski w Kijowie, 20 lutego 2023 r. POOL / Reuters / Forum
Wizyta Joe Bidena w Kijowie to kolejny dowód na to, że wiadomości o śmierci Zachodu i jego instytucji, z NATO na czele, okazały się przesadzone.

Wizyta Joe Bidena w Kijowie, stolicy napadniętej przez Rosję Ukrainy, w samym środku toczącej się wojny, ma niewątpliwie historyczny charakter. Podobne – choć nie takie same – sytuacje w przeszłości można policzyć na palcach jednej ręki.

Casablanka, Berlin, Kijów

Podczas II wojny światowej Franklin Delano Roosevelt w styczniu 1943 r. spotkał się w odzyskanej kilka miesięcy wcześniej przez aliantów Casablance z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem. W lipcu 1969 r. Richard Nixon podczas serii wizyt w Azji i Europie niespodziewanie odwiedził amerykańskich żołnierzy w Wietnamie, później prezydenci George Bush i Barack Obama wizytowali kontyngenty w Iraku i Afganistanie. W tych miejscach jednak Amerykanie mieli na miejscu swoje wojska, w Ukrainie ich nie mają. Można przywołać też analogię z wizytą Johna Kennedy’ego w Berlinie podczas jednego z najgorętszych okresów zimnej wojny, gdzie w czerwcu 1963 r. wygłosił słynną mowę o różnicach między komunizmem a wolnym, demokratycznym światem i wypowiedział słowa: „Jestem berlińczykiem” (Ich bin ein Berliner). Ale regularnej wojny wtedy nie było.

Teraz prezydent USA tuż przed rocznicą rosyjskiej agresji niespodziewanie przyleciał do Kijowa. Niespodziewanie, bo choć spekulowano o tym, że wykorzysta wizytę w Warszawie do odwiedzenia Ukrainy, to większość ekspertów w Waszyngtonie uważała, że ryzyko przyjazdu do ostrzeliwanego rakietami przez Rosjan miasta jest zbyt duże. Zastanawiano się, czy prezydent pojedzie na granicę z Ukrainą, np. do odwiedzonego w marcu zeszłego roku Rzeszowa, czy może ją przekroczy i zjawi się we Lwowie. Biden zdecydował się na Kijów i w ten sposób jego wizyta nabrała głęboko symbolicznego charakteru. O jej historycznym znaczeniu mówią nawet najwięksi amerykańscy krytycy Bidena z Partii Republikańskiej, np. senator Lindsey Graham.

Te same słowa wypowiedziane w Waszyngtonie czy nawet w sąsiadującej z Ukrainą Polsce nie miałyby takiej mocy jak wygłoszone w Kijowie. Biden zapewnił Ukraińców o niezachwianym wsparciu Ameryki i jej sojuszników. „Uważałem, że najważniejsze jest, aby nie było żadnych wątpliwości co do wsparcia USA dla Ukrainy w czasie wojny” – stwierdził. Zapowiedział też kolejny, wart pół miliarda dolarów pakiet pomocy militarnej dla Kijowa oraz następne sankcje dla Moskwy. Cały świat obiegły zdjęcia Bidena i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego spacerujących po centrum Kijowa ze złotymi kopułami soboru świętego Michała Archanioła w tle.

Wsparcie Ukraińców, ostrzeżenie dla Rosji i Chin

Wizyta Bidena w Kijowie miała miejsce w bardzo ważnym momencie, nie tylko dlatego, że nastąpiła tuż przed rocznicą rosyjskiej agresji. A słowa wypowiedziane w Kijowie miały też wielu adresatów na całym świecie. Dla Ukrainy to ważne podbudowanie morale w krytycznej fazie wojny. Ukraińcy zatrzymują właśnie kolejną rosyjską ofensywę na wschodzie kraju, coraz lepiej sobie radzą też z atakami na infrastrukturę krytyczną, przede wszystkim elektrownie. Do kraju napływają kolejne transze pomocy militarnej, ale potrzeba czasu, żeby obiecane przez Zachód czołgi i inne elementy ciężkiego uzbrojenia znalazły się na froncie.

Prezydenci rozmawiali też na pewno o kolejnych krokach: Ukraińcy dopominają się nowoczesnych zachodnich samolotów i amunicji rakietowej dalszego zasięgu (oraz amunicji w ogóle, to jedna z najważniejszych potrzeb broniącego się kraju). Widać, że po stronie aliantów ich argumenty znajdują coraz więcej zrozumienia, choć decyzje jeszcze nie zapadły. Co pogłębia symboliczne znaczenie tej wizyty, Biden zjawił się w Kijowie w dzień upamiętnienia bohaterów Niebiańskiej Sotni – Ukraińców, którzy zginęli na przełomie 2013 i 2014 r., protestując na Euromajdanie w Kijowie w obronie proeuropejskich i prozachodnich aspiracji ich kraju.

Odważny przyjazd do Ukrainy to też mocny sygnał dla Kremla. „Putin uważał, że Ukraina jest słaba, a Zachód podzielony” – przypominał Biden, stojąc u boku Zełenskiego. Okazało się inaczej, lecz Rosjanie wciąż mają nadzieję, że ta siła i jedność Zachodu nie będą trwałe, a zapał do popierania Ukrainy okaże się słomiany i prędzej czy później zgaśnie. Kreml nadal liczy, że wysyłanie pomocy Ukrainie da się przynajmniej opóźnić. „Putin myślał, że może nas przytrzymać. Nie sądzę, żeby teraz tak myślał” – podkreślał prezydent USA. Słowa Bidena były też skierowane do Chin, które według ekspertów mają rozważać wysyłanie do Rosji broni potrzebnej do dalszego prowadzenia wojny. Jego wizyta w Kijowie miała pokazać Pekinowi, że byłoby to bezcelowe, bo wspierana przez Zachód Ukraina oprze się Rosji.

Posłanie dla Europy i Ameryki

Choć Biden wygłosi we wtorek mowę w Warszawie, a w środę spotka się z przywódcami państw wschodniej flanki NATO, to jego wizyta w Kijowie ma także upewnić państwa naszego regionu o tym, że mogą liczyć na Waszyngton. W tym sensie przyjazd prezydenta USA wzmacnia, a nie osłabia wagę jego wizyty w Polsce. Kraje wschodniej flanki stały się newralgiczne dla Waszyngtonu, a amerykańscy komentatorzy podkreślają, że ich głos w końcu stał się słyszalny w Sojuszu, wcześniejsze lekceważenie ostrzeżeń o rosyjskim zagrożeniu było błędem. Jednocześnie w amerykańskich mediach pisze się, że podstawowe znaczenie ma głębsze zaangażowanie zachodnioeuropejskich potęg, bo to one mają zasoby, by wzmocnić wsparcie dla Kijowa. Dlatego adresatem słów wypowiadanych podczas całej tej wizyty są rządy m.in. w Berlinie, Paryżu, Rzymie czy Madrycie oraz ci politycy, którzy przedwcześnie namawiają do jakichś „negocjacji pokojowych” z Putinem, choć losy tej wojny muszą się zdecydować na polu walki.

Równocześnie Biden przemawia do opinii publicznej w państwach całego, szeroko rozumianego Zachodu i jego sojuszników – od Ameryki przez Europę po Australię czy Japonię. W ostatnich tygodniach poparcie dla pomocy dla Ukrainy w wielu krajach zaczęło nieco słabnąć, choć wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie. Biden mówi obywatelom państw zachodnich: musimy być cierpliwi. Adresatem jego słów jest wreszcie krajowa scena polityczna, bo choć generalnie wsparcie dla Ukrainy ma w USA ponadpartyjny charakter, to – zwłaszcza wśród Republikanów – pojawiają się głosy krytyczne wobec skali i kosztów zaangażowania Ameryki, która ma swoje problemy. Przyjazd do Kijowa ma być wreszcie dla Amerykanów pokazem przywództwa Bidena w USA i całym wolnym świecie. Wizyta będzie miała znaczenie także w toczącej się dyskusji, czy obecny lokator Białego Domu powinien kandydować na drugą kadencję. Biden ma ogłosić decyzję w najbliższych dniach czy tygodniach (rosyjska propaganda rzuciła się wyjaśniać, że tylko o to chodziło).

Wizyta Joe Bidena w Kijowie to kolejny dowód na to, że wiadomości o śmierci Zachodu i jego instytucji, z NATO na czele, okazały się – jak mawiał Mark Twain – przesadzone. Możemy się zżymać, że nie wszystko idzie tak szybko, jak byśmy mieli nadzieję, że decyzje nie zapadają błyskawicznie, ale muszą się wykuwać w dyskusjach i, niejednokrotnie, sporach. Że różne kraje Zachodu mogą mieć różne punkty widzenia. Ale na razie ten rzekomo słaby i podzielony Zachód wciąż stoi za Ukrainą i po roku brutalnej i barbarzyńskiej agresji się nie ugina. I słowa prezydenta USA w ukraińskiej stolicy pozwalają nam wierzyć w to, że w kolejnym roku wciąż tak będzie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną