Finlandia ostrzega Rosję, że jest gotowa zamknąć wszystkie swoje przejścia graniczne. To odpowiedź na coraz większą liczbę tzw. nieregularnych migrantów, głównie młodych mężczyzn z Jemenu, Iraku i Syrii, innych państw Bliskiego Wschodu i Afryki. Często bez dokumentów, lekko ubranych i w kiepskiej kondycji, a starających się – piechotą, na hulajnogach i rowerach – dostać na fińskie terytorium. Same liczby nie są wielkie, to m.in. setki meldujących się na przejściach w listopadzie. Ale liczy się trend. Na początku roku na granicy takich osób nie było prawie w ogóle.
Jak na granicach w Polsce, Litwie i Łotwie
Szefowa MSZ sugeruje, że mogą być wśród nich żołnierze, w tym zbrodniarze wojenni, którzy próbują niezauważenie opuścić Rosję. W każdym razie, mówi Elina Valtonen, działanie wygląda na podręcznikową operację hybrydową, testowanie przez wielkiego sąsiada fińskiego systemu bezpieczeństwa, tempa reakcji i zdecydowania urzędującego od niedawna prawicowego rządu. Poza tym, jak uważa ministerka, to nie rosyjscy urzędnicy mają decydować, kto wjedzie do Finlandii. Ileś ostrzeżeń na wschód już popłynęło, wreszcie przyszedł czas na dobitnie wyrażone ultimatum.
Rosja robi to samo co od dwóch lat władze Białorusi w przypadku granic z Polską, Litwą i Łotwą. Sprowadza cudzoziemców, daje im rowery, podwozi do granicy. Finowie twierdzą, że opornych Rosjanie – jak Białorusini – przepychają przez granicę. Moskwa udaje, że nie wie, o co chodzi.