Kamala Harris, którą rezygnujący z reelekcji Joe Biden poparł jako swoją zastępczynię w walce o Biały Dom, już następnego dnia po ogłoszeniu przez prezydenta jego historycznej decyzji stała się praktycznie pewną kandydatką w wyborach. Wycofanie się 81-letniego Bidena, który nie miał szans na wyborcze zwycięstwo, Partia Demokratyczna przyjęła z ulgą i nadzieją, że w konfrontacji z Donaldem Trumpem 59-letnia wiceprezydentka nie stoi na przegranej pozycji. Najnowsze sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, były prezydent pokonałby ją w relacji 47 do 45 proc. To różnica w granicach błędu statystycznego.
Demokraci popierają Harris, płyną miliony dolarów
W niedzielę i poniedziałek kolejni prominentni Demokraci ogłaszali, że popierają Harris. Najpierw pospieszyli z tym politycy lansowani dotąd jako jej rywale w wyścigu do Białego Domu: gubernatorzy kilku stanów, jak Andy Beshear z Kentucky, Roy Cooper z Karoliny Północnej i Josh Shapiro z Pensylwanii, senator i były astronauta Mark Kelly z Arizony oraz sekretarz transportu w gabinecie Bidena Pete Buttigieg. Jako ostatni z tej grupy poparcie dla Kamali zadeklarował niezależny senator Joe Manchin, do niedawna konserwatywny Demokrata, który sugerował, że ma ochotę rzucić jej rękawicę, ale ostatecznie zrezygnował.
W poniedziałek start Harris jako kandydatki na prezydenta poparli demokratyczni przywódcy Kongresu: była przewodnicząca Izby Reprezentantów