Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Izraelska komiczka: Śmiech to narzędzie protestu. Palestyńczyków nie można lekceważyć

Noam Shuster-Eliassi Noam Shuster-Eliassi mat. pr.
Jeśli Palestyńczykom będzie się odmawiać prawa do istnienia, to nie będzie współistnienia. Nie ma współistnienia bez istnienia – mówi Noam Shuster-Eliassi, bohaterka filmu „Coexistence, My Ass!” pokazywanego w ramach Millennium Docs Against Gravity.
„Coexistence, My Ass!” jest pokazywany w ramach festiwalu Millennium Docs Against Gravity.MDAG/mat. pr. „Coexistence, My Ass!” jest pokazywany w ramach festiwalu Millennium Docs Against Gravity.

AGNIESZKA ZAGNER: Znając hebrajski, arabski i perski, można być agentką Mosadu. Pani została komiczką.
NOAM SHUSTER ELIASSI: Byłabym świetną agentką, prawda? Służby próbowały mnie zwerbować w liceum, a ja wybrałam arabski, żeby dostać łatwą ocenę. Język, którego uczą w żydowskim liceum, różni się od tego, którego nauczyłam się jako dziecko w Newe Szalom (Oaza Pokoju – red.). W szkole uczą tak, by przygotować do pracy dla służb. Kiedy funkcjonariusze usłyszeli, że mój arabski jest bardzo dobry, stwierdzili, że mogę robić w armii wielkie rzeczy. A ja pojęłam, że nie chcę oddawać hebrajskiego systemowi. Nie pozwolę, żeby język zamienił się w narzędzie bezpieczeństwa.

Skąd pani zna te trzy języki?
Z każdym mam inną relację, symbolizują różne rzeczy. Moim ojczystym językiem jest hebrajski, a perski jest językiem ojczystym mojej matki. W domu słyszałam oba, przy czym perski był bardziej językiem babci, ciotek – my, dzieci, nie rozumieliśmy go. Gdy miałam siedem lat, przeprowadziliśmy się do Newe Szalom, tu poznałam arabski. Korzenie mają wspólne, co widać choćby w słowie „ludzie”, bnei adam. Perski nieco się zatarł: mama dorastała w Izraelu, tu należało zapomnieć, skąd się jest. Moja rodzina przez tysiące lat mieszkała w Iranie. Należę do pierwszego pokolenia z tej linii krwi, które nie mówi po persku.

Ale go rozumie?
Tak, chociaż nie biegle. Nie posługuję się nim na co dzień, mam poczucie straty matczynego języka. Hebrajski kocham, ale on też mnie boli, bo miał być cudem – językiem, który odżył. Serce mi się łamie, kiedy słyszę wypowiadane po hebrajsku straszne rzeczy.

Reklama