Rosyjscy eksperci oczekują, że Polska pogrąży się w powyborczym kryzysie. To Kremlowi na rękę
Mogłoby się wydawać, że w ostatnich dniach całą uwagę Rosjan przyciągnął spektakularny atak na rosyjskie bazy lotnictwa strategicznego, zniszczenie 40 bombowców zdolnych przenosić ładunki jądrowe lub rokowania rosyjsko-ukraińskie w Stambule. Nic bardziej mylnego. Wybory w Polsce śledziły najważniejsze media, komentował je rzecznik Władimira Putina, a nawet zorganizowano w tej sprawie specjalną konferencję prasową.
Nawrocki jak Janukowycz?
Przez dwa tygodnie relacjonowano ze szczegółami kolejne zwroty akcji w kampanii wyborczej i przybliżano kolejne sensacje: „Bandzior, alfons i przyjaciel mafii” (RIA Nowości) czy „Stręczyciel w fotelu prezydenckim: nowy przywódca Polski uwikłany w kilka soczystych skandali” („Moskiewskiej Komsomolec”). I całkiem na poważnie poszukiwano zrozumiałych dla Rosjan analogii. Jedną z nich stało się porównanie Karola Nawrockiego do Wiktora Janukowycza, byłego premiera i prezydenta Ukrainy, dziś rezydującego w Moskwie. Kryminalna przeszłość nie przeszkodziła mu w zdobyciu fotela prezydenta Ukrainy, o czym w podkaście „Szto eto było?” (Co to było?) opowiadał Swjatosław Chomenko, korespondent rosyjskiej sekcji BBC.
Janukowycz, podobnie jak Nawrocki, nie wywodzi się z kręgów elity państwa, pochodzi z obwodu donieckiego na wschodzie Ukrainy (dziś okupowanego przez Rosję) i tam w młodości został dwukrotnie skazany za kradzież i dotkliwe pobicie. Spędził w kolonii karnej 3,5 roku. Jak się później tłumaczył: wychowała go ulica, a bić nauczył się, bo marzył o karierze bokserskiej. Zresztą później, w latach 90. koledzy z ringu wspierali go również w polityce i biznesie.
Nie to było jednak najczęściej przywoływaną charakterystyką Karola Nawrockiego, lecz fakt, że jest „uznany za poszukiwanego” w Federacji Rosyjskiej.