Świat

Rosyjscy eksperci oczekują, że Polska pogrąży się w powyborczym kryzysie. To Kremlowi na rękę

Karol Nawrocki pod koniec kampanii wyborczej Karol Nawrocki pod koniec kampanii wyborczej Karol Nawrocki / Facebook
Wybory w Polsce śledziły najważniejsze media, komentował je rzecznik Władimira Putina, a nawet zorganizowano w tej sprawie specjalną konferencję prasową. Jak to wygląda z perspektywy Moskwy?

Mogłoby się wydawać, że w ostatnich dniach całą uwagę Rosjan przyciągnął spektakularny atak na rosyjskie bazy lotnictwa strategicznego, zniszczenie 40 bombowców zdolnych przenosić ładunki jądrowe lub rokowania rosyjsko-ukraińskie w Stambule. Nic bardziej mylnego. Wybory w Polsce śledziły najważniejsze media, komentował je rzecznik Władimira Putina, a nawet zorganizowano w tej sprawie specjalną konferencję prasową.

Nawrocki jak Janukowycz?

Przez dwa tygodnie relacjonowano ze szczegółami kolejne zwroty akcji w kampanii wyborczej i przybliżano kolejne sensacje: „Bandzior, alfons i przyjaciel mafii” (RIA Nowości) czy „Stręczyciel w fotelu prezydenckim: nowy przywódca Polski uwikłany w kilka soczystych skandali” („Moskiewskiej Komsomolec”). I całkiem na poważnie poszukiwano zrozumiałych dla Rosjan analogii. Jedną z nich stało się porównanie Karola Nawrockiego do Wiktora Janukowycza, byłego premiera i prezydenta Ukrainy, dziś rezydującego w Moskwie. Kryminalna przeszłość nie przeszkodziła mu w zdobyciu fotela prezydenta Ukrainy, o czym w podkaście „Szto eto było?” (Co to było?) opowiadał Swjatosław Chomenko, korespondent rosyjskiej sekcji BBC.

Janukowycz, podobnie jak Nawrocki, nie wywodzi się z kręgów elity państwa, pochodzi z obwodu donieckiego na wschodzie Ukrainy (dziś okupowanego przez Rosję) i tam w młodości został dwukrotnie skazany za kradzież i dotkliwe pobicie. Spędził w kolonii karnej 3,5 roku. Jak się później tłumaczył: wychowała go ulica, a bić nauczył się, bo marzył o karierze bokserskiej. Zresztą później, w latach 90. koledzy z ringu wspierali go również w polityce i biznesie.

Nie to było jednak najczęściej przywoływaną charakterystyką Karola Nawrockiego, lecz fakt, że jest „uznany za poszukiwanego” w Federacji Rosyjskiej. W lutym 2024 r. Nawrocki trafił na listę poszukiwanych przez ministerstwo spraw wewnętrznych Rosji, co miało związek z pełnioną przez niego funkcją prezesa IPN, państwowej instytucji historycznej i archiwalnej w Polsce, która realizuje m.in. politykę dekomunizacji. Podejrzewany był, jak podkreśla dziennik „Izwiestia”, o udział w burzeniu pomników Armii Czerwonej w Polsce. A konkretnie 5 maja 2023 r. wziął udział w demontażu pomnika upamiętniającego 676 żołnierzy Pierwszego Frontu Ukraińskiego, którzy zginęli w walkach o miasto Głubczyce.

Czytaj także: USA nie zostawiają złudzeń. Europa musi wcisnąć gaz do dechy, jeśli nie chce poddać się Rosji

Kurs antyukraiński na rękę Moskwie

Media rosyjskie rozpisywały się o Nawrockim, lecz na zwycięzcę typowały Rafała Trzaskowskiego. Przewidywano remis ze wskazaniem na kandydata związanego z obozem proeuropejskim i liberalnym. Dlatego zaskoczone „mijanką” Trzaskowskiego i Nawrockiego poświęciły sporo miejsca na powyborczą interpretację wyników oraz czynników, które przeważyły na korzyść kandydata związanego z Prawem i Sprawiedliwością.

Eksperci najczęściej wskazywali dwa główne uzasadnienia. Pierwsze: prezydent Warszawy okazał się dla Polaków „zbyt elitarny”, podczas gdy Nawrocki – mimo dyskwalifikujących go powiązań ze środowiskami przestępczymi – przekonał do siebie większość wyborców. Jego kampania była skonstruowana tak – zwracał uwagę Chomenko w BBC Russian – że „mówił mało rzeczy mądrych i skomplikowanych, za to prezentował krzepę fizyczną”.

Drugie to dominująca emocja antyukraińska w polskim społeczeństwie. To ona miała przeważyć na korzyść Nawrockiego – twierdzi portal RBC, choć zaznacza, że Warszawa i tak pozostanie sojusznikiem Kijowa w Europie. Rosyjscy eksperci spodziewają się, że Polska będzie sprzeciwiać się zaproszeniu Ukrainy do NATO i jej szybkiemu przystąpieniu do Unii Europejskiej. I nie dlatego, że takie są osobiste poglądy prezydenta elekta, lecz dlatego, że zarówno obóz rządzący, jak i opozycja podążają za sondażami opinii społecznej.

Rosjanie przewidują, że wzmocniony kurs antyukraiński będzie generować komplikacje w relacjach Warszawy przede wszystkim na dwóch kierunkach – europejskim i ukraińskim. „Generalnie Bruksela w postaci Polski – zamiast wiarygodnego, liberalnego i proukraińskiego poparcia – otrzymała właśnie kolejne »słabe ogniwo« na wschodzie Europy. Co oznacza, że ani wewnątrzpolskie, ani wewnątrzeuropejskie konflikty się nie skończyły” – ocenia w komentarzu powyborczym Konstantin Kopaczow z Rady ds. Międzynarodowych FR.

Według „Kommiersanta” trudno sobie wyobrazić, że Wołodymyr Zełenski będzie mógł nawiązać z nowym prezydentem Polski równie bliskie, niemal przyjacielskie relacje, jak z jego poprzednikiem Andrzejem Dudą. Nieprzypadkowo wyniki polskich wyborów zostały w Kijowie przyjęte z ostrożnością, choć – co nie pozostało niezauważonym – ukraiński prezydent złożył gratulacje Karolowi Nawrockiemu.

Czytaj też: Sekrety i ludzie Karola Nawrockiego. „Jemu naprawdę bliżej jest do Konfy niż do PiS”

Pomocna dłoń Trumpa

Trzecim powodem, dzięki któremu zwyciężył Karol Nawrocki, był Donald Trump. A konkretnie wmieszanie się administracji amerykańskiej w polskie wybory. „Wygrał nie tylko kandydat prawicowy, ale także Trump, który jest w opozycji do obecnego europejskiego mainstreamu” – komentował w wywiadzie dla gazety „Wzgląd” politolog Stanisław Stremidłowski. Idąc tym tropem, rosyjski portal Gazeta.ru przywołuje na potwierdzenie publikację z „Wall Street Journal”, w której czytamy: „Ze wszystkiego, co wyszło spod pióra Waszyngtonu, zdjęcie z Trumpem było dla Nawrockiego kluczowe. To ono miało dodać mu wiarygodności”.

Portal RBC tę tezę podziela – to Trump pomógł zwiększyć zaufanie do kandydata, który na początku kampanii był mało znany. 1 maja Nawrocki poleciał do Waszyngtonu, a amerykański przywódca już wtedy oświadczył w swoich mediach społecznościowych: „You will win!” (Wygrasz).

Efekt wzmocniono na trzy dni przed głosowaniem, kiedy do Polski na konferencję polskich konserwatystów CPAC, odpowiedników amerykańskiej MAGA, przyleciała sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego. Kristi Noem obsypała Nawrockiego pochwałami i wprost namawiała Polaków, aby na niego głosowali. Jego oponenta, Trzaskowskiego, natomiast deprecjonowała, nazywając socjalistą, i sugerowała, że głosując na niego Polacy mogą zaszkodzić sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi.

Rosjanie interpretują zaangażowanie Białego Domu po stronie „polskich trumpistów” jako swojego rodzaju rekompensatę za porażkę zwolennika Trumpa George’a Simiona w Rumunii. „Izwiestia” zauważa jednak, że nie można powiedzieć, że Polska całkowicie zwraca się w stronę USA. Zamiast tego najprawdopodobniej utrzyma istniejącą dwukierunkowość: prezydent wzmocni relacje z Waszyngtonem, a premier zaangażuje się w działania UE. Oznacza to, że rosyjski dziennik znacznie optymistyczniej niż polscy politolodzy zakłada, że prawdopodobna jest pragmatyczna kohabitacja zwalczających się obozów politycznych.

Na co liczy Moskwa?

Nie mają za to większych złudzeń względem możliwej zmiany w relacjach rosyjsko-polskich. No może poza Michaiłem Matwiejewem, deputowanym do Dumy Państwowej, który w rozmowie z portalem Gazeta.ru stwierdził, że zachowanie Polski może stać się mniej agresywne (wobec Rosji), jeśli Stany Zjednoczone zmienią kurs (na prorosyjski). Według niego, jeśli Warszawa przestanie pełnić rolę głównej siły militarystycznej w NATO w przeciwstawianiu się Rosji, to z perspektywy Kremla „będzie to wystarczające”.

Większość komentatorów przypomina, że jeszcze w czasie kampanii wyborczej Karol Nawrocki oświadczył, że jest gotów usiąść do stołu negocjacyjnego z Władimirem Putinem. Kreml nie ma jednak żadnych wątpliwości w tej kwestii, co zakomunikował ustami rzecznika rosyjskiego prezydenta. Zapytany przez dziennikarzy, czego spodziewać się w stosunkach polsko-rosyjskich, Dmitrij Pieskow zapewnił, że Kreml nie widzi perspektyw na zmianę antyrosyjskiego kursu Polski. „Na ile rozumiemy, nie możemy oczekiwać, że w Polsce do władzy dojdzie polityk, który miałby szerszą wizję polityczną, pozwalającą zrozumieć potrzebę myślenia o normalizacji stosunków z sąsiadami, przede wszystkim z Federacją Rosyjską” – wyjaśnił.

Zgodni w tej sprawie są również eksperci. Konstantin Kosaczow przekonywał w RBC, że jest mało prawdopodobne, aby cokolwiek zmieniło się w stosunkach Warszawy z Moskwą: „Większość sił politycznych w Polsce ma ścisły konsensus antyrosyjski (można by rzec – wielowiekowy). Jednak już teraz widać, że najbardziej zagorzałą »partią wojenną« w UE jest liberalno-lewicowa »koalicja pragnących« wojny z Rosją. I za każdym razem, gdy traci punkty, szanse na powrót Europy do choćby podstawowego zdrowego rozsądku w przyszłości (niestety, nieprędko) rosną, przynajmniej trochę”.

Wroga Polska, wrogi Tusk

Kremlowscy eksperci oczekują pogrążenia się Polski w powyborczym kryzysie. Z perspektywy Kremla to dobrze, bo im głębsza polaryzacja, tym słabsza „wraża Polsza” (wroga Polska). Nie przez przypadek „Moskiewskiej Komsomolec” tytułuje Donalda Tuska „wrogim premierem”, licząc na spełnienie się obietnicy złożonej przez Przemysława Czarnka. „Mogę zapewnić – miał powiedzieć polityk PiS – że może nie od jutra, ale od wtorku zaczniemy bardzo energicznie działać, żeby dać Polakom jeszcze jeden prezent. Koniec rządów Tuska”.

Przedterminowe wybory są bardzo prawdopodobne – twierdzi Dmitrij Buniewicz, doradca dyrektora Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych (RISI). Ich wynik jest całkowicie nieprzewidywalny – podkreślała na specjalnej konferencji prasowej Maria Pawłowa z Instytutu Primakowa Rosyjskiej Akademii Nauk.

Zwycięstwo Nawrockiego oznacza, że rząd Donalda Tuska przechodzi w stan chronicznej „kulawej kaczki” – twierdzi Aleksander Gorski z „Nowoj Gazety”, dziennika opozycyjnego wobec Kremla. Nie wiadomo bowiem – zwraca uwagę – czy rząd Koalicji Obywatelskiej będzie w stanie przeprowadzić jakiekolwiek reformy przed wyborami parlamentarnymi zaplanowanymi na 2027 r. „Nawrocki i PiS podbudowani upragnionym zwycięstwem i uzbrojeni w świeży mandat od podzielonego polskiego społeczeństwa mogą teraz swobodnie rzucać liberałom kłody pod nogi” – twierdzi Gorski. Jedynym pytaniem w takiej sytuacji pozostaje: czy nowy prezydent będzie grać na szybki rozłam w koalicji, czy powolne wyczerpywanie rządu poprzez blokowanie jego prac.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną