Półobrót Trumpa. Nie widać wielkiego przełomu w sprawie Ukrainy, widać nowy „deal”
Najbardziej od tygodni wyczekiwane oświadczenie Donalda Trumpa okazało się rozwlekłą gadaniną bez najważniejszych konkretów. Niby nic nowego, bo taki już jest styl prezydenta USA, ale gdzieś tliła się nadzieja, że zapowiedziany przed weekendem „znaczący komunikat w sprawie Rosji” będzie miał bardziej spójną postać.
Czytaj też: Ukraina potrzebuje naszych mieczy. Musi uderzyć Rosję w sam splot słoneczny
Gamechangera nie było
Prasa spekulowała, a nawet sugerowała – powołując się jak zwykle na pewne, choć anonimowe źródła – że Donald Trump po prostu ogłosi wznowienie dostaw broni dla Ukrainy, że będą to systemy zarówno defensywne, jak i ofensywne, nawet takie, które „sięgną Moskwy”. Nic takiego nie miało miejsca. Gamechangera nie było. Był kolejny „deal” – nie z Ukrainą a z NATO.
Donald Trump w towarzystwie sekretarza generalnego Sojuszu Marka Ruttego zarysował schemat nowego – a po prawdzie nie całkiem nowego – sposobu zaopatrywania Ukrainy w amerykańskie uzbrojenie. Główną rolę koordynującą odgrywa w nim NATO, a rolę płatników – poszczególne kraje członkowskie. Sojusz co prawda ma swój budżet, ale służy on wyłącznie pokrywaniu kosztów funkcjonowania wspólnych instytucji, a nie zakupom. W Sojuszu nie działa to jak w Unii Europejskiej, która była w stanie wysupłać spore zasoby na pokrycie zakupów dla Ukrainy.
A więc Trump i Rutte ogłosili, że kraje NATO będą przekazywać Ukrainie swoją broń, a w jej miejsca zamawiać broń amerykańską i za nią płacić. Ta z kolei również będzie mogła trafiać na front obrony przed Rosją.