Zełenski jest w sytuacji tragicznej. Oddanie Donbasu byłoby furtką do Kijowa i na Zachód
Czy brak katastrofy po pierwszych minutach spotkania prezydentów Trumpa i Zełenskiego w Waszyngtonie jest sukcesem? Chyba należy zachować wstrzemięźliwość, bo konkretów nadal brak. Można się wprawdzie cieszyć, że amerykański prezydent nie zrugał gościa, ale to byłby niewielki sukces spotkania, na jakie oprócz Zełenskiego przybyło do Białego Domu siedmiu ważnych europejskich przywódców, czyli delegacja „koalicji chętnych”. Stawka spotkania jest przecież najwyższej wagi, to kolejne kroki ku zakończeniu wojny w Ukrainie. Można powiedzieć, że jest promyk optymizmu, choć wielkich i istotnych postępów nie poczyniono.
Nic o Ukrainie bez Ukrainy
Że prawdziwe negocjacje mogą się toczyć wyłącznie w obecności Ukrainy, pozostaje sprawą oczywistą. To Rosja musi zakończyć wojnę, jaką rozpętała, napadając ziemie sąsiada. Ale przed spotkaniem nie było pewne, czy jest to równie zrozumiałe w Białym Domu. W powietrzu wisiała ciężka jak ołów obawa, że Trump zechce zmusić Zełenskiego do kapitulacji. Zależy mu na zakończeniu wojny i spieszy się, żeby pokazać swój sukces. Ale negocjacje nie będą łatwe. To oczywiste. Dla Europy jest jasne, kto rozpętał piekło.
Prawda, że sytuacja Ukrainy nie wpływa na losy Ameryki. To konflikt toczący się w Europie, ale Trump może wywierać skuteczną presję na Putina. Nikt inny nie ma takiej mocy sprawczej.
Jedna z konkluzji spotkania jest taka właśnie, że nic o Ukrainie bez Ukrainy. Prawdziwe negocjacje mogą się toczyć tylko na szczycie z udziałem Kijowa i musi on być dobrze przygotowany.