Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Europa kontratakuje, ale czy uratuje Ukrainę? W Genewie trwają rozmowy o przyszłości kontynentu

Andrij Jermak i Marco Rubio, Genewa, 23 listopada 2025 r. Andrij Jermak i Marco Rubio, Genewa, 23 listopada 2025 r. Martial Trezzini / East News
Europejscy przywódcy zrozumieli powagę sytuacji. Niestety są też ewidentnie świadomi swoich ograniczeń, bo kontrpropozycja wobec skrajnie niekorzystnego dla Ukrainy planu Witkoffa i Dmitriewa wygląda bardzo skromnie.

W tej układance równie ważne jest „co” i „kto” – skład osobowy delegacji jest kluczowy dla zrozumienia dynamiki rozmów. W hotelu Intercontinental w Genewie, gdzie od niedzielnego południa toczą się rozmowy, ukraińskiej delegacji przewodniczy Andrij Jermak, szef kancelarii Wołodymyra Zełenskiego, jego prawa ręka, postać szalenie kontrowersyjna, nierzadko oskarżana o kierowanie ukraińskim państwem z tylnego fotela i dążenie do zakończenia wojny wbrew interesom narodowym. Razem z nim w Szwajcarii jest Rustem Umierow, główny doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa, który – według doniesień portalu Axios i „Financial Times” – kosnultował 28-punktowy plan, który Steve Witkoff i Kiriłł Dmitriew przygotowali pod koniec października w Miami.

Po stronie amerykańskiej personalia mają jeszcze większe znaczenie. Do Szwajcarii przyjechali Steve Witkoff, specjalny wysłannik Trumpa, nominalnie ds. bliskowschodnich, faktycznie do wszystkiego, co ma dla Białego Domu znaczenie. Witkoff nie ma doświadczenia w dyplomacji, dziennikarzom przyznaje, że wiedzę o świecie czerpie z Netflixa, a na stosunki międzynarodowe patrzy w kategoriach biznesowych. Do tej pory nie radził sobie z rozwiązaniem żadnego z wielkich problemów dyplomatycznych, więc na pomoc ściągnięto mu z powrotem Jareda Kushnera, zięcia Trumpa, początkowo niechętnego kolejnym zadaniom rządowym.

Znajomość dynamiki tej administracji i sekwencja zdarzeń po opublikowaniu 28 punktów planu każe stwierdzić, że skrajnie niekorzystny dla Ukrainy projekt powstał poza Białym Domem, prawdopodobnie też bez wiedzy samego prezydenta. Pośrednio przyznał to Marco Rubio, rzekomo mówiąc delegacji republikańskich kongresmenów, że autorami planu są Rosjanie. Departament Stanu próbował wycofać te słowa, ale dementi było trochę „na pół gwizdka”, bo pojawiły się też deklaracje, że plan zawierał „wkład z obu stron”.

Reklama