Dzisiaj w Betlejem
Dziś Jezus nie urodziłby się w Betlejem. Ale Maryja i Józef byliby i tak w lepszej sytuacji niż Palestyńczycy
Rodzina Stavridi nie jest typowa. Dziadek Jeoryeosa, Grek z pochodzenia, w latach 20. ubiegłego wieku uciekł przed prześladowaniem chrześcijan z terenów obecnej Turcji do Palestyny. Tu poznał przyszłą żonę, też Greczynkę.
Jeoryeos urodził się w szpitalu Augusty Wiktorii na Górze Oliwnej we wschodniej Jerozolimie w 1966 r. Rok później wybuchła wojna sześciodniowa, a wynajmowany przez rodzinę Stavridi dom, dwa kroki od szpitala, znalazł się na linii ognia. Trafiona pociskiem klatka schodowa się zawaliła, oni przetrwali cudem, chroniąc się w łazience.
Do dziś ślady tamtych walk widoczne są na ścianach werandy, na której urządzono przestronny salon – kilkanaście zaszpachlowanych szarym cementem otworów po kulach. Według rodzinnej legendy podczas tamtej wojny zdarzyły się kolejne dwa cudy. Ciotka Jeoryeosa, zakonnica, podczas próby przedostania się do pobliskiego kościoła przeżyła ostrzał, chroniąc się w metalowej beczce. A jego ojciec wprowadził w błąd żydowskie oddziały, informując je, że domy sąsiadów też należą do chrześcijan, co uchroniło miejscowych muzułmanów przed wypędzeniem i zapewniło dozgonną wdzięczność.
Dziś w okolicy mieszka zaledwie kilka chrześcijańskich rodzin. W całej Jerozolimie jest ok. 15 tys. chrześcijan, a w całym Izraelu 180 tys. – to mniej niż 2 proc. ludności kraju (muzułmanów jest 1,8 mln). W czasie, gdy dziadek Jeoryeosa osiedlał się w Jerozolimie, co czwarty jej mieszkaniec był wyznawcą Chrystusa. Podobnie jest na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie 50 tys. chrześcijan stanowi również ok. 2 proc. ludności – i jest ich coraz mniej. Z jednej strony w rodzinach chrześcijańskich rodzi się mniej dzieci. Z drugiej chętniej i łatwiej imigrują. Aż 48 proc. chrześcijan przed 30. rokiem życia chce stąd wyjechać. Nie jest więc wykluczone, że za kilkadziesiąt lat w kolebce chrześcijaństwa nie będzie wyznawców Jezusa.