Dla „Naszego Dziennika” 4 czerwca nie jest żadnym świętem. Dla mnie świętem nie jest 6 stycznia. I tak już zostanie. W końcu jesteśmy Polakami.
Kilka dni przed 11 listopada rozmawiałam z Andrzejem Celińskim. Zapytany, czy wybiera się na marsz z prezydentem Komorowskim, odparł, że nie lubi maszerowania, ale pójdzie, bo prezydentowi się to należy.
Święto Niepodległości, kiedyś dość senne i mało kogo emocjonujące, od niedawna wyraźnie ożyło. Ale tylko dlatego, że zostało włączone do podręcznego zestawu wojny polsko-polskiej.
Tym razem nie szukajmy winy pośrodku – burdy wywołali zadymiarze, których prawica ściągnęła na swój pochód – pisze w polemice z Malwiną Dziedzic Jacek Żakowski, który 11 listopada uczestniczył w pikniku Kolorowej Niepodległej.
Wandalizm i brutalna agresja zamiast „cnoty mądrości porozumienia i zgody”, o którą prezydent Bronisław Komorowski apelował podczas uroczystości przed Grobem Nieznanego Żołnierza - tak najkrócej streścić można obchody Święta Niepodległości w stolicy.
Lewacką ofensywą z jednej strony, zlotem faszystów z drugiej – straszyli organizatorzy dwóch warszawskich manifestacji z okazji 11 listopada: Marszu Niepodległości oraz serii blokad „Faszyzm Nie Przejdzie”.
Już za rok rocznica 11 Listopada 1918 r. zmieni swój sens
11 listopada – podobnie jak 3 maja i 15 sierpnia – mało przypominają święta narodowe. To właściwie narodowe dni wolne od pracy, tym lepsze, jeżeli przypadają w środku tygodnia, tworząc „most”, czyli dodatek do urlopu. Już nawet telewizje zrezygnowały z podniosłego repertuaru, proponując odpoczywającym widzom po prostu trochę lepszy program.