10 listopada, w przeddzień święta niepodległości, na placu Piłsudskiego w Warszawie zostanie odsłonięty wielki, ponadsześciometrowej wysokości pomnik Lecha Kaczyńskiego autorstwa Stanisława Szwechowicza i Jana Raniszewskiego. Cała Polska zdumieniem i niedowierzaniem zareagowała na widok tego kiczowatego utworu rzeźbiarskiego, utrzymanego w stylu imperialno-monumentalnym, tak dobrze znanym i charakterystycznym dla wszelkiej maści satrapii i dyktatur. Nie trzeba być znawcą, by ocenić to dzieło – jest tak straszne, tak okropne budzące skojarzenia, że aż zakrawające na sabotaż. To nawet nie socrealizm w rzeźbie – to jakiś pseudorealizm żałosny.
Raczej karykatura niż pomnik
Pomnikowy Lech Kaczyński w ogóle nie jest podobny do siebie, a za to wcale udatnie zdaje się oddawać postać posła Marka Suskiego. Jego poza jako żywo przypomina pozy rozmaitych „ukochanych przywódców”, których nazwisk nie wspomnę, by nie szargać pamięci bądź co bądź prezydenta RP. Dość już je szarga sam pomnik – przedstawiający nieporadnego mężczyznę (mimo owej „przywódczej pozy”), w zapiętej na dwa guziki marynarce i fatalnie za długich spodniach. Wygląda to bardziej na karykaturę niż prawdziwy pomnik. Można się tylko domyślać, że inspiracją tego rzeźbiarskiego potworka była jakaś fotografia. Swoją drogą to okropne, że zły dobór spodni może stać się czymś, co po nas zostaje „na wieki”. Takie to figle płata głupota.
Czytaj także: Władza robi zadymę na stulecie
Mit Lecha Kaczyńskiego
Lech Kaczyński był nieudolnym i bardzo mało popularnym prezydentem, w dodatku całkowicie subordynowanym względem swojej partii i swojego brata. Nie ma żadnych szczególnych zasług, bo też specjalnie nie miał już okazji ich mieć. Najważniejsze sprawy – przyjęcie do NATO i UE – zdarzyły się wszak wcześniej i inni premierzy oraz prezydenci brali w nich udział. Bez wątpienia na żaden pomnik Lech Kaczyński nie zasługuje i bez wątpienia sam by go sobie nie życzył. Pośród licznych wad Lecha Kaczyńskiego nie było bowiem pychy. Pychą wykazuje się za to Jarosław Kaczyński i PiS, wykorzystujący katastrofę smoleńską do budowania mitu Lecha Kaczyńskiego jako wielkiego męża stanu, a wraz z tym – mitu PiS jako przewodniej siły narodu. Pycha, której niewinną ofiarą stał się Lech Kaczyński, sięga tak daleko, że ośmielono się nadać pomnikowi rozmiary znacznie przewyższające stojący nieopodal pomnik patrona placu Józefa Piłsudskiego. Sądzę, że fakt ten wzbudza zażenowanie nawet pośród wyznawców martyrologicznej mitologii smoleńskiej.
Pomnik pisowskiej pychy
Na tym jednak nie koniec. Pomnik postawiono wbrew władzom Warszawy, w następstwie wysoce wątpliwego prawnie przejęcia pl. Piłsudskiego przez wojewodę mazowieckiego. Obecnie jest to tzw. teren zamknięty (tak jak np. poligony wojskowe). Kto był na pl. Piłsudskiego, ten może sobie sam wyrobić zdanie na temat jego „zamkniętości”.
Z pomnikami jest tak jak z krzyżami. Łatwo postawić, trudno usunąć. Dlatego pomnik pisowskiej pychy i bezguścia zapewne straszyć będzie przez długie dekady. Straszyć, lecz i przypominać, że był niegdyś taki reżim... Okropna rzeźba Lecha Kaczyńskiego na wiele lat będzie memento przypominającym, do czego prowadzi połączenie politycznej megalomanii z nieporadnością. Powody do radości ma chyba tylko poseł Suski.
Czytaj także: Najważniejszy pomnik w kraju