Jest jednym z najczęściej goszczących w polskich mediach prawników. Wypowiada się o sposobach uzyskania od Niemców reparacji wojennych. Pisze ekspertyzy dla Sejmu i występuje jako pełnomocnik córki więźnia Auschwitz, która domaga się od RFN zadośćuczynienia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Stefan Hambura to prawnik niemiecki.
W Niemczech historyczne podziały znaczą więcej, niżby się wydawało. Ciągle łatwiej Bawarczykowi zostać papieżem w Rzymie niż kanclerzem Niemiec. Zaś granice katolicyzmu i protestantyzmu ustalone w XVII w. przebiegają mniej więcej tak, jak półtora tysiąca lat wcześniej przebiegał rzymski limes.
Oficjalny język powojennej propagandy wobec Niemiec Polacy szybko podchwycili jako własny. Język miał chłostać i karać. Pozwalało to na szybsze odreagowanie koszmaru wojny.
To inny styl i temperatura niż u nas. W kraju reformacji wybór Niemca na papieża został przyjęty zupełnie inaczej niż kiedyś w Polsce wybór Karola Wojtyły. Nie było euforii. Była pycha, ale i zażenowanie.
Joschka Fischer jest polityczną wańką-wstańką. Często popada w tarapaty, ale też umie z nich wychodzić obronną ręką. Teraz jednak przyszła najważniejsza próba w karierze tego ministra spraw zagranicznych z pokolenia studenckiego buntu i ruchu Zielonych.
W dniu śmierci Papieża do katedry w Kolonii ściągnęło 5 tys. ludzi. W tym samym czasie w Berlinie do katedry św. Jadwigi przyszło 500 osób. Trudno żałobę w Polsce po śmierci Jana Pawła II porównywać z reakcją w Niemczech, kraju reformacji, rebelianckich teologów i coraz bardziej pustych kościołów.
Ciągle mamy kłopot z Prusami. Zwłaszcza na ziemiach dawnych Prus Wschodnich, gdzie tyle jest śladów obecności naszych poprzedników – mroczne krzyżackie zamki, piękne fryderycjańskie szosy, teraz dopiero restaurowane resztki wilhelmińskiej secesji. Jak patrzeć na to dziedzictwo – nasze czy obce?
Nikt już nie ma wątpliwości, że państwo dobrobytu dla wszystkich przeszło do historii. Od początku roku bezrobotni odczuli to szczególnie mocno. A w Niemczech jest ich ponad 5 mln.
W niemieckim życiu publicznym obowiązuje niepisane przykazanie: nie będziesz używał porównania z Hitlerem nadaremnie. Niejeden z miejscowych polityków przewrócił się już na takich porównaniach, a ostatnio pośliznął się na nim arcybiskup Kolonii kardynał Joachim Meisner.
Zwykle gdy Niemcy i Rosjanie ogłaszają, że nawiązują ze sobą „strategiczne partnerstwo” i zawierają „interesy stulecia”, to w Polsce budzą się historyczne zmory. Czy tak musi być i tym razem?