Słynne słowa „nie ustaniemy, aż nie doprowadzimy do pełnego oczyszczenia Polski z ludzi, którzy nie są godni należeć do naszej wspólnoty narodowej” zdążyły już być skomentowane na wszystkie możliwe strony. Spróbujmy je jednak przeanalizować z punktu widzenia strategii. Wnioski mogą być bardzo ciekawe.
Teatr Powszechny w Warszawie wystawił „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Tym razem obyło się bez akompaniamentu okrzyków i modlitw, ale o spektaklu już jest głośno.
O kolekcji dzieł sztuki Hildebranda Gurlitta, marszanda Hitlera, związanych z nią kontrowersjach i konsekwencjach opowiada dr Agnieszka Lulińska, kuratorka wystawy w Martin Gropius Bau w Berlinie.
We wrześniu 1938 r. miało dojść do próby obalenia Adolfa Hitlera. Zamach, swoją polityką, powstrzymał premier Wielkiej Brytanii, który zamiast z opozycją wolał porozumieć się z Hitlerem.
Po co nam wracające w literaturze figury Hitlera i Stalina, nieśmiertelnych katów XX w.?
Po podboju znacznej części Europy, w styczniu 1942 r. naziści postanowili wymordować w całości ludność żydowską z okupowanych przez siebie krajów.
Uderzenia 1 września III Rzeszy i 17 września Związku Sowieckiego zniszczyły państwo polskie.
Stalin i Hitler to ludobójcze skrajności totalitaryzmu. Ale lista międzywojennych autorytarnych wodzów, regentów czy naczelników jest bardzo długa. Czy powinno się na niej umieszczać Józefa Piłsudskiego – co nie podobałoby się polskiej prawicy? Sorry, ale jak najbardziej.
We wrześniu 1937 r. Hitler na norymberskim „Parteitagu pracy” upajał się socjalnymi osiągnięciami swych czteroletnich rządów. III Rzesza przeżywała apogeum pokojowych „dobrych lat”.
Kaczyński, który kreuje się na rasowego antykomunistę, w prywatnych rozmowach nie ukrywa swoich fascynacji ruchem bolszewickim.