Andrzeja Dudę znają głównie krakusi. Teraz będzie nową twarzą PiS. Za pół roku wystartuje na urząd prezydenta RP. Jest skazany na porażkę. Ale może się wylansować.
Co za cymbał wymyślił igrzyska w Krakowie? – zapytała prof. Magdalena Środa, od dawna oburzona tym, że budujemy stadiony, organizujemy wielkie widowiska, głównie dla panów, w ramach systemu patriarchalnego, a na barki kobiet zrzucamy odpowiedzialność, choćby za niepełnosprawne dzieci.
Jarosław Kaczyński ogłosił w Święto Niepodległości w Krakowie, że kandydatem PiS na prezydenta jest Andrzej Duda, bo „potrzeba człowieka o odwadze Piłsudskiego”.
Polityczna jesień miała się zacząć od mocnego uderzenia zjednoczonych central związkowych. I tak się zaczęła.
Nie ma sensu dłużej się oszukiwać – związek zawodowy „Solidarność” na tyle daleko odszedł od ideałów, które go ukształtowały 33 lata temu, że powinien zrzec się historycznej nazwy.
Przewodniczący Solidarności Piotr Duda naobrażał premiera, zerwał stosunki z rządem i zapowiada ofensywę wrześniową. Jaka armia za nim stoi?
Czyim ministrem jest Sikorski? – to pytanie nęka Jarosława Kaczyńskiego od dawna – i od czasu do czasu daje temu publicznie wyraz.
Pierwszy komunikat ze strajkującego Śląska powinien być taki: dzisiaj na hałdach pod kopalniami leży 9 mln ton niesprzedanego węgla, który z dnia na dzień traci swoją wartość, a krajowym elektrowniom po zimie zostało 6 mln ton zapasów.
Na przekór pogodzie, która nadejście wiosny jakoś sztucznie zatrzymuje, coraz bardziej czuć wiosenne poruszenie. Na różnych frontach: partyjnych, międzypartyjnych, związkowych i obywatelskich. Nad polską polityką zaczyna ciążyć tradycyjne pytanie – czyja wiosna?