Na autorytet rodziców kandydat Duda powoływał się w najtrudniejszych momentach walki o prezydenturę, nawet gdy brzmiało to humorystycznie. Ot, choćby kiedy podczas debaty telewizyjnej Bronisław Komorowski zarzucił mu koniunkturalne zmiany zdania w kwestii górnictwa. Pretendent odparł wówczas, że problemy kopalń zna świetnie, bo jego rodzice pracują naukowo na krakowskiej AGH.
Także korzenie żony kandydata stały się podczas kampanii medialnym tematem. Tym razem szło o to, czy w geście przekory wobec antysemickich nastrojów u części zwolenników kandydata PiS wypada przypominać o żydowskim pochodzeniu jego teścia, cenionego poety Juliana Kornhausera, i przytaczać wiersze, jakie napisał o losie swojego narodu. Już po wyborach z kolei pojawiły się spekulacje odnośnie do wpływu, jaki na męża może mieć przyszła pierwsza dama, a ważnym ich wątkiem były sugestie, że jako pochodząca z domu o innej tradycji może tonować jego pisowski radykalizm.
W broszurze wyborczej kandydata PiS jego rodzinie poświęcony jest spory rozdział. Dowiedzieć się można, że Andrzej był pierwszym dzieckiem Janiny Milewskiej i Jana Dudy, rozpoczynających właśnie karierę na Akademii Górniczo-Hutniczej. Urodził się w maju 1972 r. Mama polityka wspomina: „Mieszkaliśmy we troje w ciasnym pokoiku w hotelu asystenckim. Na dziewięciu metrach kwadratowych! (…) Kuchnia i łazienka były wspólne, a Andrzej bawił się na korytarzu. I w ten skromny sposób żyliśmy przez 8–9 lat. Takie polskie życie w komunistycznym państwie, jakie prowadziły miliony uczciwych ludzi”. Ojciec uzupełnia: „Ten korytarz w hotelu to była agora. Andrzej od najmłodszych lat przyzwyczajał się, że jest partnerem dla dorosłych. Dzięki temu zawsze był wygadany, co często denerwowało naszych gości”.
Dziadek Alojzy
Na wakacje Andrzej zamieniał otoczenie krakowskich inżynierów na galicyjski klimat Starego Sącza, cichego miasteczka w widłach Dunajca i Popradu – rodzinnej miejscowości ojca. Autorzy broszury podkreślają, że prócz zabawy pomagał przy żniwach i w codziennych obowiązkach, a nadto „kontynuował rodzinną tradycję służenia do mszy świętej” w tamtejszym klasztorze klarysek, w którym zresztą „wcześniej ministrantami byli jego ojciec i wujkowie”.
Osobny wątek tyczy roli dziadka Alojzego, którego najstarszy wnuk miał uwielbiać. Tu już wspomina sam Andrzej Duda: „Zawsze był ten sam rytuał: najpierw idziemy do kościoła, potem do sklepu po chleb, a na rynku dziadek kupował biały ser. W domu dziadek kroił grube pajdy, ser wrzucał do kubka, zalewał świeżą śmietaną i tak sobie jadł…”.
Nieco bardziej przyziemny, choć też nostalgiczny, obraz starosądeckiej gałęzi rodziny kreśli Jan Duda. Opowiada, że w domu było sześcioro rodzeństwa, a że mama Kinga zajmowała się domem, więc ciężar utrzymania wszystkich spoczywał właśnie na Alojzym. Pensja kuśnierza w spółdzielni pracy Poprad nie była wysoka, więc musiał dorabiać. – Ojciec skupował w okolicy baranie skóry i popołudniami szył z nich rękawiczki. Nasz dzień powszedni wyglądał zawsze tak samo: praca od rana do wieczora. Ale choć zamożni nie byliśmy i do szkoły chodziłem w marynarce po bracie, to nie głodowaliśmy. Lecz właśnie od tamtych czasów jestem przekonany, że człowiek, który choć raz zaznał biedy, nigdy nie zostanie ekonomicznym liberałem.
Rodzinnym obyczajem była lektura gazet w niedzielne popołudnia. Alojzy Duda czytywał WTK, czyli „Wrocławski Tygodnik Katolików” – pismo stowarzyszenia PAX, grupującego katolików o endeckich skłonnościach, którzy gotowi byli do współpracy z komunistycznymi władzami, powołując się na względy geopolityki i interes narodowy. Dzieci dostawały do czytania „Dookoła Świata”, lecz Alojzy Duda miał też zwyczaj wyjaśniania im niektórych artykułów z WTK.
Jan Duda podkreśla: – Mimo wszystko nigdy nie czułem, że mam w życiu pod górkę. Mieliśmy poczucie naturalnej dumy i żadnych kompleksów wobec choćby Krakowa. Swoje robiło też tamtejsze liceum – znakomite ponoć, bo potrafiące wychowywać i motywować. – Jeden z naszych nauczycieli mówił, że kto ma silne mięśnie, powinien walczyć o medale olimpijskie, a kto ma dobry mózg – starać się zdobyć Nobla. O poziomie nauki świadczy i to, że kiedy dostałem się na studia, na pierwszym roku nie musiałem uczyć się fizyki czy francuskiego, bo ten poziom dało mi właśnie liceum.
Swoich rodziców Jan Duda określa słowem „bohaterowie”. Nie chodzi mu o żadne czyny z czasów okupacji – zasługą ma być wychowanie dzieci. – Rodzice mogli być pewni, że nikomu nie oddamy duszy.
Podaje własny przykład: – Nie musiałem mieć rozumowych argumentów przeciwko komunistycznej propagandzie, bo miałem je w sercu. Na to nakładała się silna religijność jako coś, co spaja człowieka z innymi. I patriotyzm pojmowany głównie jako wdzięczność dla tych, którzy zginęli.
Kiedy wybierał kierunek studiów, myślał o prawie bądź o jakimś kierunku technicznym. Jak mówi, razem z ojcem doszli do wniosku, że prawnicy łatwo mogą się zaprzedać, podczas gdy wiedza ścisła jest i zawsze przydatna, i niepodatna na ideologię.
Prof. Duda powtarza: – Nie spotkałem w życiu mądrzejszego człowieka niż ojciec. Choć skończył tylko cztery klasy, myślał bardzo zdroworozsądkowo. To, czego mnie nauczył: poszanowanie pracy, dumę, szacunek dla religii, próbowałem przekazać Andrzejowi.
Alojzy Duda zmarł w 1992 r.
Powstańcy i partyzanci
Upowszechniany przez prawicowe portale tekst „Prawdziwa genealogia Dudy” przynosi dodatkowe szczegóły tyczące męskich przodków elekta. Okazuje się, że najstarszym znanym przodkiem Andrzeja jest Jan Duda, który pochodził ze Śląska i w czasie zaborów służył w wojsku austriackim. W nagrodę przydzielono mu kawałek ziemi w nieodległym od Sącza Łącku. Wedle przekazów rodzinnych Jan jako jedyny we wsi umiał czytać, więc często służył tym sąsiadom. Z kolei rodzina babki Andrzeja ma czysto góralskie korzenie – wywodzi się z Sądecczyzny i Podhala.
Nieco wiadomo także na temat przodków prezydenta elekta po kądzieli. Źródłem są pamiętniki Nikodema Milewskiego, dziadka Andrzeja Dudy ze strony matki. Jej rodzina pochodzi z centralnej Polski i – jak piszą z emfazą autorzy „Prawdziwej genealogii...” – „służyła krajowi zarówno w Powstaniu Listopadowym i Styczniowym, jak w okresie I i II wojny światowej”. Tu najstarszym zidentyfikowanym przodkiem jest zubożały szlachcic Grzegorz Milewski. Niewykluczone, że to jego synowie brali udział w powstaniach. W każdym razie rodzinny majątek skonfiskowali rosyjscy zaborcy, rzucając podejrzenie, że właściciele spiskowali w 1863 r. W efekcie rodzina osiadła w Warszawie. Tam Aleksy Milewski wyuczył się ślusarki i poznał młodą wdowę, Joannę Mrozowską, córkę weterana powstania styczniowego. To ich dzieckiem był Nikodem.
W 1914 r. rodzina „została ewakuowana” do Charkowa, a następnie do Petersburga. Nikodem został wcielony do armii carskiej, ale zdezerterował. Po wybuchu rewolucji 1917 r. wszyscy wrócili do Polski. Nikodem wziął udział w wojnie z bolszewikami, służąc w kwatermistrzostwie. Potem pracował w Urzędzie Statystycznym. Jego córka Janina jest teraz matką prezydenta elekta. W historii obu rodzin są i wojenne tragedie. W 1943 r. brat Alojzego Dudy, Franciszek, wstąpił do AK na Podkarpaciu, wpadł w ręce gestapo i zginął zakatowany w więzieniu w Tarnowie. Z kolei matka Nikodema Milewskiego została wywieziona do Niemiec i zaginęła, jego brat walczył w partyzantce, a syn w powstaniu warszawskim.
Rodzice głowy państwa
Choć prof. Jan Duda odżegnuje się od kompleksów wobec Krakowa, to dokładnie pamięta, kiedy opuścił Stary Sącz w drodze na studia: – Do autobusu wsiadłem z walizeczką w ręku 1 października 1967 r. o szóstej rano.
Zamieszkał w akademiku Akademii Górniczo-Hutniczej. Warunki były spartańskie (piece, ciepła woda tylko dwa razy w tygodniu), ale towarzystwo świetne: żądne i wiedzy, i zabawy („przyzwoitej” – jak podkreśla dziś profesor). Były więc cotygodniowe potańcówki i koncerty jazzowe. Ale już po pierwszym semestrze zaczęły się praktyki robotnicze i to w najcięższym do wyobrażenia miejscu, bo kopalni w Jaworznie. – Przerzucaliśmy węgiel na przodku, wyciągaliśmy jakieś kable w szlamie po pas itd. Górnicy traktowali nas dobrze, ale też wyraźnie chcieli, byśmy się przekonali, co znaczy praca.
Któregoś popołudnia w marcu 1968 r. przeczytał w gazecie niby niewinną notkę, że na uczelniach zajęcia odbywają się normalnie. Było jasne, że coś się stało. Wsiedli z kolegami do pociągu do Krakowa. Rano musieli jednak zjawić się na szychcie, więc poza wiecowaniem, apogeum protestów ich ominęło.
To w Jaworznie Jan Duda poznał Janinę Milewską, która przyjechała tam na wakacje.
Już po Marcu zaangażował się w działalność Zrzeszenia Studentów Polskich. Został nawet przewodniczącym Rady Wydziału. – Traktowałem ZSP jako sposób na to, by przyszła kadra inżynierska zdobyła jakieś obycie obywatelskie – tłumaczy. – Ale rychło okazało się, że partia chce mieć nad nami nadzór, zwłaszcza że uznawali ZSP za konkurencję dla Związku Młodzieży Socjalistycznej. Kiedy wbrew sugestiom nie zaprosił na organizacyjne zebrania przedstawiciela PZPR, zarzucono mu negowanie roli partii i zdjęto z funkcji.
– Postanowiłem się wycofać. Byłem już żonaty, dziecko było w drodze, chciałem dostać się na asystenturę, nie miałem ochoty znaleźć się na ulicy. Przez całe lata 70. byłem więc na tzw. emigracji wewnętrznej. Działałem tylko w kole naukowym – przyznaje.
Etatu asystenta nie dostał. Musiał zadowolić się stypendium doktoranckim. Temat rozprawy („Modelowanie procesów rafineryjnych”) – narzucony zresztą administracyjnie – ukierunkował jego karierę: został specjalistą od informatyki stosowanej i teorii systemów zarządzania, badań naukowych i procesów technologicznych.
Zatrudnił się w krakowskim Instytucie Technologii Nafty, a na AGH zaczął pracować dopiero w 1977 r. (i to też nie od razu na stanowisku naukowym). Jako że posadę miała tam też jego żona, specjalizująca się w chemii i technologiach chemicznych, więc wiele projektów badawczych mogli realizować razem.
Ojciec prezydenta nie epatuje kombatanckim życiorysem. Potwierdza wprawdzie, że w 1980 r. byli z żoną wśród pierwszych członków Solidarności na uczelni, a w grudniu 1981 r. brał udział w strajku przeciwko stanowi wojennemu, ale mówi zaraz: – Udzielałem się na tyle, na ile byłem potrzebny. Nie byłem działaczem nadającym się do internowania.
Lata 80. wspomina jako czas beznadziei i kompletnej stagnacji. Dlatego pomysł porozumienia przy Okrągłym Stole przyjął z entuzjazmem. Wprawdzie, jak mówi teraz, można było przypuszczać, że to plan ukartowany przez władze, ale choć widać było, że system pada, to nikt nie wiedział, czy nie potrwa to lata. W czerwcowe wybory w 1989 r. zaangażowała się cała rodzina Dudów – łącznie z uczącym się wówczas w liceum Andrzejem. Wszyscy też sympatyzowali niegdyś z Adamem Michnikiem, czytali „Gazetę Wyborczą”, głosowali na Lecha Wałęsę. Dopiero potem drogi się rozeszły.
Symbolem niech będzie tylko to, że Janina Duda podpisała m.in. list otwarty w sprawie „publicznego znieważania profesorów – ekspertów Zespołu Parlamentarnego ds. Wyjaśniania Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej”, próbowała zbierać podpisy pod kandydaturą syna wśród studentów, za co spotkała ją reprymenda władz uczelni, a po wyborze syna na prezydenta stwierdziła, że on i prezes Kaczyński „są jednością”.
Sam Jan Duda wydaje się spokojniej niż żona podchodzić do polityki. Wspomina choćby, że w opozycyjnych czasach po 1981 r. na AGH przyzwoicie zachowywali się także partyjni. Również i teraz wśród jego przyjaciół są tacy, którzy należeli do PZPR.
Poeta i studentka
– Na polonistyce szybko stali się znaną parą. Trudno się dziwić: on wielce przystojny i już opromieniony sławą zdolnego poety, a ona śliczna, miła i świetnie ubrana – opowiada koleżanka Alicji Kornhauser (mamy przyszłej pierwszej damy), z czasów studiów na polonistyce UJ.
Był 1970 r. Alicja niedawno przyjechała na studia do Krakowa z Olkusza. Jej rodzice należeli tam do finansowej elity i ponoć wcale nie byli zachwyceni, że wybrankiem ukochanej córki jest poeta. Co z tego, że Julian już kończył studia i było jasne, że zostanie na uczelni jako rokujący asystent.
Po kilku miesiącach znajomości para pobrała się w modnej wówczas w środowisku młodej krakowskiej inteligencji kolegiacie św. Anny. – Od razu na wydziale poszedł hyr, że Ala w bladoróżowej sukience wyglądała zjawiskowo.
Potem młodzi pojechali w podróż poślubną do Bułgarii (Julian już wtedy interesował się literaturą południa Europy). Kiedy wrócili, ona narzekała na bałkańską kuchnię. – Mdłości nie były jednak związane z przyprawami, ale z ciążą. Agata była bodaj pierwszym dzieckiem na naszym roku, co dawało jej szczególny status. Wkrótce dziadkowie Agaty kupili dzieciom pokój z kuchnią.
Julian robi szybką, jak na tamte czasy, karierę akademicką. Wydaje też kolejne tomiki – jeden z nich należy do pierwszych w kraju samizdatów: zakwestionowane przez cenzurę wiersze poeta przepisał na maszynie i rozesłał znajomym, którzy kolportowali je dalej.
Ale największą sławę przynosi mu ogłoszony z Adamem Zagajewskim w 1974 r. zbiór esejów „Świat nie przedstawiony”. Choć szkice tyczą poezji i prozy, mają znaczenie polityczne. Młodzi wytykają bowiem rodzimym klasykom, że zamiast wprost opisywać rzeczywistość, kryją się za alegoriami i mało czytelnymi kostiumami. Wśród krytykowanych są Herbert i Różewicz, Lem i Konwicki. Autorzy postulują też, by poprzez literaturę próbować odkłamać oficjalny, narzucany przez władzę, język. – To był manifest programowy ruchu nazwanego później Nową Falą. Kornhauser funkcjonował w nim na równych prawach z Zagajewskim, Barańczakiem czy Krynickim – ocenia prof. Marian Stala, literaturoznawca z UJ.
Autorzy Nowej Fali nie ograniczają się do poezji: Kornhauser podpisuje choćby List 59 przeciwko wpisaniu do Konstytucji PRL artykułu o przewodniej roli partii komunistycznej.
Szybko więc stają się idolami opozycyjnej młodzieży skupionej z czasem wokół KOR. Oczywiście ceną jest zainteresowanie SB, a podczas stanu wojennego Kornhauser zostaje nawet na kilka dni internowany. Udaje mu się jednak funkcjonować równolegle w obu obiegach – niezależnym i oficjalnym.
Z czasem zarówno w wierszach, jak prozie Kornhauser zajmuje się losem polskich Żydów (jest synem ocalałego z Zagłady Jakuba Kornhausera i Ślązaczki Małgorzaty Glombik). – Wtedy traktowało się to jednak raczej w kategoriach literatury powojnia. Dopiero od niedawna mówi się o literaturze Holocaustu – przypomina prof. Stala.
Tak czy tak, głośne zakwestionowanie, dla czysto kampanijnych celów, przez Andrzeja Dudę polskiej winy wobec Żydów mogło zostać odebrane jako niesmaczne także wobec teścia.
Siostry i szwagier ekolog
Prezydent elekt ma dwie siostry. Obie dużo młodsze: Anna o 8 lat, a Dominika urodziła się, gdy miał już 16 lat. Prof. Duda zarzeka, że mają podobne przekonania jak reszta rodziny.
Rodzeństwo ma także pierwsza dama. Brat Agaty Jakub też jest od niej sporo młodszy (o 12 lat). Jest romanistą i jak ojciec pracuje na UJ. W mediach przyznał, że bynajmniej nie spieszył się z gratulacjami dla szwagra. Bo i nie głosował na niego, jako że ma kompletnie odmienne poglądy. Nie bez powodu nie utrzymują bliższych kontaktów, a jeśli już się spotkają, to nie rozmawiają o polityce. Dość powiedzieć, że Jakub swego czasu zbierał podpisy pod parlamentarną kandydaturą Anny Grodzkiej. Bliskie są mu również idee ekologiczne (dlatego teraz nie poparł też Bronisława Komorowskiego, choć poważa eksprezydenta choćby za opozycyjną przeszłość). Ma nadzieję, że siostra, teraz nowa Pierwsza Dama, pozostanie wyważona, umiarkowana i racjonalna w poglądach.