Parę miesięcy temu stała się rzecz straszna: Szwajcar zorganizował w naszej narodowej galerii wystawę polskiej sztuki. Ten eksperyment nie miał prawa się udać; w efekcie szefowa galerii podała się do dymisji. Teraz próbę ponowiono: w stołecznej Królikarni, będącej filią Muzeum Narodowego, otwarto wystawę współczesnej naszej sztuki widzianej oczyma Niemców. Czy i tym razem skończy się skandalem? Na szczęście chyba nie, choć poseł Tomczak z pewnością miałby co demolować.
Niemal równocześnie otworzono w stolicy dwie wystawy: jubileuszową ekspozycję z okazji stulecia galerii Zachęta oraz – w Centrum Sztuki Współczesnej – „Scenę 2000”, przegląd dorobku młodych twórców wykraczających poza tradycyjne konwencje, czy jak to się zazwyczaj pisze: awangardowych. Zapewne przez przypadek obie doskonale się zazębiają; dokładnie tam, gdzie kończy się jedna, zaczyna się druga. Łącznikiem zaś stało się troje artystów, których prace wystawiono w obu miejscach: Katarzyna Kozyra, Mirosław Bałka i Paweł Althamer.
Wielu ciekawych rzeczy dowiedziałem się o sobie z artykułu Piotra Sarzyńskiego „Tyrania wolności” (POLITYKA 43). Żadna z nich nie dotyczy mojego tekstu, któremu Sarzyński chciał dać odpór („Mrożona krew na wystawie”, POLITYKA 42).