Nagrodę główną tegorocznego Berlinale, Złotego Niedźwiedzia, otrzymał film "Child's Pose" rumuńskiego reżysera Călina Petera Netzera. Wśród docenionych obrazów, acz poza główną konkursową stawką, znalazły się też "Bejbi blues" Katarzyny Rosłaniec i "W imię" Małgorzaty Szumowskiej.
Rusza 63. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. W drugim dniu zaprezentowany zostanie dramat miłosny „W imię…” Małgorzaty Szumowskiej, przełamujący tabu na temat homoseksualizmu polskich księży.
„Caesar must die”, dramat więzienny Włochów Paolo i Vittoria Tavianich, wygrał berliński festiwal. Jury pod przewodnictwem Mike’a Leigh doceniło reżyserski kunszt 80-letnich braci i niezwykłą formę tego kameralnego, czarno-białego fabularyzowanego dokumentu o magicznej roli sztuki w życiu skazańców.
Ostanie dni konkursowych zmagań przyniosły w końcu długo oczekiwany przełom. Pojawiło się kilka niezłych tytułów, chociaż mocnego kandydata do Złotego Niedźwiedzia wciąż brakuje (ogłoszenie zwycięzców w sobotę).
Zewsząd słychać jęki zawodu i narzekanie na wyjątkowo słaby poziom festiwalowego konkursu. Na tak bezbarwnym tle wybijają się małe telewizyjne produkcje, które normalnie przeszłyby niezauważone.
Francuski dramat kostiumowy „Les adieu a la reine” (Żegnaj królowo) Benoit Jacquota otworzy w czwartek wieczorem 62. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Berlinie (rozdanie nagród 18 lutego). W konkursie 18 tytułów, niestety nie ma wśród nich żadnego z Polski.
Irański film „Nader i Simin. Separacja” pokazany został w połowie festiwalu i od razu stało się jasne, że nic lepszego w konkursie nie zobaczymy. Podobnego zdania było jury obradujące pod przewodnictwem Isabelli Rossellini.
„Turyński koń” węgierskiego mistrza Beli Tarra był najbardziej zagadkowym filmem wyświetlanym na Berlinale. Mało kto może powiedzieć, że go w pełni rozumie, ale przeważają opinie, że to arcydzieło.
W Berlinie było jubileuszowo, ale zarazem całkiem zwyczajnie. Złotego Niedźwiedzia jury przyznało, jak najbardziej zasłużenie, tureckiemu filmowi „Miód”. Chłopczyk grający w nim główną rolę dostał pluszowego misia.
Berlin nie chce konkurować z Cannes. Wprawdzie przed pałacem festiwalowym leży czerwony dywan, po którym przechadzają się zziębnięte gwiazdy w strojach galowych, ale to tylko spektakl dla paparazzich. Na ekranie liczy się kino niekomercyjne, poszukujące, bez wielkich nazwisk w czołówkach.