Premier-elekt Ehud Barak spędza dni i noce w nadmorskim hotelu Dan Akadia pod Tel Awiwem. Z okien rozpościera się piękny widok na morze, spokojne i bez wysokiej fali. Tak też rysują się widoki na przyszły rząd Izraela.
Minęły 32 lata od czasu, gdy Wzgórza Golan zostały zdobyte przez Izrael podczas Wojny Sześciodniowej, a mimo to zachowały one swój pierwotny, niemal dziki charakter. Sporą część obszaru uznano za rezerwat przyrody, w którym żyją dziki, wilki i jeżozwierze w dziwnej koegzystencji z kibucami i osiedlami rolniczymi, na ogół oddalonymi od głównych dróg, wtopionymi w przyrodę. Jedynie anteny radarowe wyrzutni rakietowych, ukryte w białych, ochronnych kopułach, szpecą niektóre wzgórza i przypominają, że nie ma pokoju pod oliwkami.
Gwarancji na szybki pokój na Bliskim Wschodzie nie ma żadnych. Już w maju może dojść do nowego wybuchu, jeśli Palestyńczycy zechcą formalnie zmienić Autonomię w Państwo Palestyńskie. Jednak na dalszą metę nie ma innego wyjścia, niż posuwanie się naprzód ku izraelsko-palestyńskiemu pojednaniu.
Po dwuletnich negocjacjach Izrael wyraził zgodę na otwarcie lotniska im. Arafata w Dahaniji, w strefie Gazy. Nie wiadomo jeszcze, dokąd latać będą trzy samoloty typu Fokker, stanowiące na razie całą flotę Palestinian Airlines. Dla Palestyńczyków istotniejszy jest fakt, że już tam lądują samoloty pasażerskie z wielu krajów, a w połowie grudnia siądzie na betonowych pasach Dahaniji Air Force 1, osobisty samolot prezydenta Billa Clintona.
Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, 15 grudnia Gaza witać będzie niecodziennych gości: prezydenta USA oraz kilkuset działaczy Palestyńskiej Rady Narodowej (PRN), wśród nich wielu poszukiwanych od dawna terrorystów.
Gdy Allah powoła przed swoje oblicze czterech ciężko chorych władców arabskich: króla Jordanii Husajna, króla Arabii Saudyjskiej Fahda, prezydenta Syrii Asada i przewodniczącego Autonomii Palestyńskiej Arafata, Bliski Wschód będzie bardziej muzułmański, bardziej zachowawczy i znacznie mniej otwarty na Zachód. Tylko w jednej stolicy europejskiej panuje przekonanie, że wówczas wybije godzina powrotu do tej części świata: w Moskwie.