Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Blinken próbuje gasić pożar w Izraelu. Zapobiegnie wojnie?

Antony Blinken i Beniamin Netanjahu Antony Blinken i Beniamin Netanjahu AA/ABACA / Abaca Press / Forum / Forum
Amerykański sekretarz stanu Antony Blinken udał się na Bliski Wschód i usiłuje zapobiec eskalacji kryzysu w Izraelu, gdzie od kilku dni rozkręca się spirala przemocy między rządem a Palestyńczykami.

Po zeszłotygodniowej akcji izraelskich sił bezpieczeństwa na Zachodnim Brzegu, w wyniku której zginęło dziesięcioro Palestyńczyków, w piątek palestyński ekstremista zastrzelił siedmioro Żydów w pobliżu synagogi we wschodniej Jerozolimie. W sobotę starcia trwały.

Podróż szefa amerykańskiej dyplomacji Antony′ego Blinkena to pierwsza jego wizyta w Izraelu pod władzą koalicyjnego rządu premiera Beniamina Netanjahu, uważanego za najbardziej prawicowy i najbardziej religijny w historii kraju. Napięcie w relacjach z Palestyńczykami wzrosło na początku stycznia, gdy ultranacjonalistyczny minister Itamar Ben-Gvir odwiedził meczet Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Arabowie potępili to i uznali za „prowokację”.

Czytaj też: Czy Arab z Żydem się pojedna

Blinken na Bliskim Wschodzie

Blinken spotkał się w poniedziałek z Netanjahu i na wspólnej konferencji prasowej potwierdził poparcie USA dla rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami w formule „dwóch państw”, czyli powstania niepodległego państwa palestyńskiego obok Izraela. Zaznaczył, że obecny kryzys oddala możliwość takiego rozwiązania, i zaapelował do obu stron, aby „podjęły pilne kroki na rzecz przywrócenia spokoju”. Podkreślił przy tym, że „amerykańskie oddanie sprawie bezpieczeństwa Izraela pozostaje niezachwiane”, i złożył hołd izraelskim ofiarom ataku, który nastąpił po rozpoczęciu szabasu, kiedy synagoga w pobliżu była wypełniona ludźmi.

W relacjach Al-Dżaziry i niektórych innych mediów zwracano uwagę, że Blinken nie wspomniał o palestyńskich ofiarach starć i nie skrytykował izraelskich osiedli na okupowanych terytoriach Zachodniego Brzegu. Izraelski rząd wyjaśnia, że większość spośród dziesięciorga zabitych Palestyńczyków stanowili bojownicy związani z Hamasem, terrorystycznym ugrupowaniem rządzącym w Strefie Gazy, ale media podały, że wśród ofiar była też „co najmniej jedna nieuzbrojona kobieta”.

Blinken nie zgłosił żadnych nowych inicjatyw, które miałyby skłonić obie strony do wznowienia dialogu. Perspektywy reanimacji tzw. procesu pokojowego wydają się dziś bardziej mizerne niż kiedykolwiek. Zdaniem komentatorów cytowanych przez CNN sekretarz stanu powinien wywrzeć presję na Netanjahu, żeby nie dopuścił do realizacji postulatów najbardziej twardogłowych członków jego rządu, którzy wzywają do rozwiązania Autonomii Palestyńskiej i wprowadzenia kary śmierci dla palestyńskich terrorystów. Komentatorzy apelują też, by potępił takie posunięcia rządu w Jerozolimie jak eksmisja rodzin palestyńskich terrorystów, co krytykuje się jako stosowanie zasady zbiorowej odpowiedzialności – sprzecznej ze standardami liberalnej demokracji. Rząd Netanjahu rozważa także inny drastyczny krok – pozbawienie członków tych rodzin obywatelstwa albo kart stałego pobytu w Izraelu.

Blinken ma się spotkać z kierownictwem rządzącej na Zachodnim Brzegu Autonomii Palestyńskiej. W ostatni czwartek, po wspomnianej akcji pacyfikacyjnej izraelskich sił bezpieczeństwa, Autonomia ogłosiła zerwanie współpracy z władzami Izraela polegającej na koordynacji działań stron, co wiązało się m.in. z dzieleniem się informacjami obu wywiadów. Sekretarz stanu będzie nalegał na wznowienie tej współpracy – dzięki niej udawało się do tej pory utrzymać względny spokój w Izraelu i na ziemiach okupowanych. Władze Autonomii są jednak słabe i mają opinię skorumpowanych.

Waszyngton–Jerozolima. To skomplikowane

Podróż Blinkena to kolejny rozdział ciągnących się od dziesięcioleci i bezowocnych starań USA, aby doprowadzić do trwałego pokoju z Palestyńczykami. Perspektywę taką oddalają rządy izraelskiej prawicy, które za kadencji Baracka Obamy jawnie pokłóciły się z Waszyngtonem, gdy jego administracja starała się skłonić Izrael do wstrzymania budowy osiedli na Zachodnim Brzegu i nie wetowała, tylko wstrzymała się od głosu w czasie głosowania nad rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającą Izrael. W konserwatywnych kręgach żydowskiej diaspory w USA Obama miał opinię antysemity, a Netanjahu wystąpił w Kongresie USA bez uzgodnienia tego z Białym Domem.

Ekipa Bidena, choć też demokratyczna, ma w diasporze renomę bardziej proizraelskiej niż administracja Obamy. Obecny prezydent prowadzi raczej tradycyjną politykę wobec konfliktu bliskowschodniego, tzn. akcentuje bezwarunkowe poparcie dla bezpieczeństwa Izraela i nie ryzykuje przy tym nowych negocjacji w sprawie „rozwiązania w formule dwóch państw”, o którym wiadomo, że nie ma obecnie żadnych szans.

Stosunki Waszyngtonu z Jerozolimą komplikują dodatkowo kontrowersyjne posunięcia rządu Netanjahu, takie jak najnowsze próby ograniczenia niezawisłości sądownictwa – propozycje, by rządząca większość mogła uchylać werdykty Sądu Najwyższego. Kroki te dostarczają argumentów krytykom Izraela, nazywających go demagogicznie „państwem apartheidu”, bo przekształcają system polityczny w model demokracji liberalnej na modłę Węgier i innych krajów dryfujących w stronę prawicowego populizmu.

W Izbie Reprezentantów Kongresu USA od pewnego czasu działa mniejszościowa frakcja demokratycznej lewicy o propalestyńskich sympatiach, która wzywa do uzależnienia pomocy militarnej dla Izraela od polityki jego rządu. Przejęcie po ostatnich wyborach większości w Izbie Reprezentantów przez Partię Republikańską odbiera tej grupie możliwość rozwinięcia skrzydeł, bo agendę określa teraz GOP, więc pomoc – ponad 3,8 mld dol. rocznie – będzie długo jeszcze udzielana bezwarunkowo. W dłuższej perspektywie krytycyzm wobec Izraela w Kongresie może się jednak nasilać, bo w Partii Demokratycznej rośnie poparcie dla Palestyńczyków.

Czytaj też: Dlaczego nie można rozwiązać konfliktu izraelsko-palestyńskiego?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną