Na stołecznej mapie gastronomicznej restauracje arabskie są na szarym końcu. Jest ich najmniej. Jedna na Pradze – La Cedre (już dawno przez nas opisana) i dwie na Mokotowie. Obie u zbiegu al. Niepodległości i Wawelskiej.
Izrael rozpoczął przygotowania na wypadek wojny z Iranem. Nie ma żadnej pewności, że to starcie ograniczyłoby się do Bliskiego Wschodu.
Nie ma chyba nic bardziej kruchego niż zawieszenie broni w południowym Libanie. I – przykro to mówić – nic bardziej bezsensownego od rezolucji Rady Bezpieczeństwa, która to zawieszenie broni jednogłośnie narzuciła wojującym stronom, nie potrafiąc go wyegzekwować.
Dziś na pierwszych stronach gazet króluje Hasan Nasrallah, szef libańskiego Hezbollahu. W cieniu pozostaje postać równie ważna, a może i bardziej kluczowa dla bliskowschodniego rozwoju wydarzeń. To Palestyńczyk Chaled Maszal. Człowiek, który zna miejsce uwięzienia izraelskiego żołnierza Jigala Szalita.
Pół miliona ludzi bez dachu nad głową i niemal 400 zabitych w Libanie, wyludnione miasteczka w północnym Izraelu i nieustanne salwy rakiet na Hajfę i dziesiątki innych miejscowości. Arabskie dzieci zabite w Nazarecie, żydowskie w Karmielu i Sefadzie, zniszczone dzielnice Bejrutu, rozwalone domy w Galilei – to bilans ostatnich dwóch tygodni. Dobrego wyjścia wciąż brak.
Fatah ma prezydenta, Hamas premiera. A Autonomia nie ma pieniędzy. Zapasy trwają, chociaż obaj przeciwnicy nie kwapią się do frontalnego ataku. Zbierają siły i liczą porażki drugiej strony.
Siła, pieniądze i Allah to trzy kluczowe pojęcia kształtujące nową rzeczywistość w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu. Zwycięstwo wyborcze Hamasu rozbija dawne układy w Palestynie, ale nie daje nic w zamian.
Bliski Wschód to jeden z najbardziej zapalnych rejonów globu. Skąd się wzięła ta polityczna beczka prochu?