Umarł Czesław Miłosz. Wymknął się, kiedy już uwierzyliśmy w jego nieśmiertelność. Dał nam do tej wiary prawo. Odchodzili jego przyjaciele, znajomi, najbliżsi. Minął wiek, którego był symbolem, a on trwał, ciągle zachłannie przyglądając się światu.
Polski prezydent poleciał do Waszyngtonu, a amerykańscy poeci zjechali do Krakowa. Aleksander Kwaśniewski słuchał George’a Busha, oni – Czesława Miłosza. Ale polsko-amerykańskie święto poezji skończyło się dyskusją o politycznym zaangażowaniu poetów.
Krakowska książka telefoniczna (gdyby oczywiście pisarze nie zastrzegali swoich numerów) mogłaby wyglądać jak skorowidz najwybitniejszych nazwisk z podręczników do współczesnej literatury. Miasto szczególnie upodobali sobie poeci: Czesław Miłosz, Ryszard Krynicki mieszkają w Krakowie już od kilku lat. Na początku lipca, po dwudziestoletniej emigracji, z Paryża do Krakowa przeprowadza się Adam Zagajewski. Kto następny?
Bywa, że mężczyźni w sile wieku popadają w dewocję. Czesław Miłosz zamknął swój „Traktat teologiczny” pokłonem dla Matki Boskiej z Lourdes i Fatimy. „Jestem stary, ograniczyłem się do rzeczy najbardziej esencjonalnych” – wyjaśniał poeta w telewizyjnym „Autografie”. Nie wyznał, czy wierzy w osobowego Boga – „To nie wymaga odpowiedzi w kategoriach tak lub nie”.
Czesław Miłosz, laureat Nagrody Nobla, w 90 rocznicę urodzin:
Rozmowa z Czesławem Miłoszem