W technologii wojskowej nadchodzi punkt zwrotny. Jeśli roboty mordercy trafią na wyposażenie współczesnych armii, wojna stanie się łatwa, tania i powszechnie dostępna. To już nie jest science fiction.
Minister Macierewicz obiecał na początku listopada, obserwując pokaz polskich dronów, że będą ich w wojsku tysiące.
W Krakowie powstaje projekt, który może przyspieszyć udzielanie pierwszej pomocy. W sukurs ratownikom nadlecą bezzałogowce.
W „audycie” MON ministra Antoniego Macierewicza czytamy o „nisko lecących obiektach”. Brzmi jak scenariusz filmu science-fiction.
Wiosną, przed komuniami, drony stają się bohaterami ofert sklepowych. Ale już latem, podczas Światowych Dni Młodzieży, będziemy o nich rozmawiać głównie w kontekście bezpieczeństwa.
Im więcej bezzałogowców na polskim niebie, tym większy bałagan i ryzyko katastrofy lotniczej. Ale najgorszym pomysłem byłoby ich po prostu zakazać.
Dron o mało nie doprowadził do katastrofy samolotu na warszawskim Okęciu. Domniemanego sprawcę ujęto, jednak problem okazuje się szerszy. Drony mogą stać się przyszłością transportu.
Wkrótce polska armia rozstrzygnie najważniejsze przetargi. Wybierze producenta śmigłowców, systemu obrony powietrznej i dronów. Jednak wielka modernizacja armii nie będzie jednocześnie wielką modernizacją zbrojeniówki.
Zagrożą prywatności, odmienią przemysł, handel, ale przede wszystkim zmienią nasz styl życia. Być może pomogą też przetrwać drukowanym książkom. Wkrótce przed cywilnymi dronami nie będzie ucieczki.
Według ustaleń Rzeczpospolitej SKW (Służba Kontrwywiadu Wojskowego) doniosła do prokuratury na Waldemara Skrzypczaka, wiceministra Obrony Narodowej. SKW podejrzewa generała (emerytowanego) o lobbing na rzecz niektórych koncernów zbrojeniowych. Według autora artykułu SKW nie przedłużyła również Skrzypczakowi certyfikatu dostępu do informacji o klauzuli „ściśle tajne”.