Złota Palma przyznana mało znanemu Rumunowi Cristianowi Mungiu to ważny sygnał dla wschodniej Europy. Świat jest ciekawy naszego rozliczenia z komunizmem. Trzeba tylko umieć o tym opowiadać.
Rozmowa z brytyjskim reżyserem filmowym Kenem Loachem, zdobywcą Złotej Palmy w Cannes
Cannes to wciąż najbardziej snobistyczny, ale jednocześnie najważniejszy festiwal na świecie. Filmy tu pokazywane wyznaczają trendy i mody, tu o Złotą Palmę walczą najwspanialsi reżyserzy z całego świata. W tym roku również nie zabrakło wielkich nazwisk. Międzynarodowe jury obradujące pod przewodnictwem chińskiego reżysera Wonga Kar-waia główną nagrodę przyznało wybitnemu brytyjskiemu reżyserowi Kenowi Loachowi, autorowi filmu „Wiatr buszujący w jęczmieniu”.
Jeśli chce się zrobić w Cannes wrażenie, trzeba przekraczać granice poprawności. W tym roku oglądaliśmy prawdziwą paradę prowokatorów.
Obawy przed zamachami terrorystycznymi, zamieszki uliczne, protesty związkowców w Cannes dobrze korespondowały z wrzawą wokół nagrodzonego Złotą Palmą dokumentu „Fahrenheit 9/11” Michaela Moore’a – ostrego jak brzytwa pamfletu politycznego wymierzonego w prezydenta George’a Busha. Co tak naprawdę zwyciężyło: sztuka filmowa czy sztuka politycznej manipulacji?
Bez nagrody wyjechał z Cannes faworyzowany przez krytykę Lars von Trier, nie powaliły również jurorów na kolana nowe artystyczne eksperymenty Petera Greenawaya i Aleksandra Sokurowa. W tym roku triumfowały obrazy skromne i tanie, ale bliższe rzeczywistości. Złotą Palmę dostał Gus van Sant za film „Słoń”, przedstawiający masakrę w jednej ze zwyczajnych amerykańskich szkół.
Festiwal w Cannes w 1968 r. został przerwany drugiego dnia. Za sprawą Jean-Luc Godarda i jego kolegów. Były buntownik i anarchista wraca na nasze ekrany nowym filmem – „Pochwałą miłości”.
Woody Allen żartował przed projekcją otwierającego festiwal filmu „Hollywood Ending”, że marsz po canneńskich schodach to straszna tortura i już gotów był prosić o pomoc Amnesty International. Słynne schody, wcale zresztą nie takie strome, stanowią łącznik między festiwalowym pałacem a ulicą – tam, gdzie zaczyna się chodnik, można nawet dostrzec banalne wyrwy. W ten sposób iluzja spotyka się z rzeczywistością. W tym roku w Cannes dominowała rzeczywistość.
Zamiast ogólnych podsumowań festiwalu, co zrobiłem już poniekąd w bieżących relacjach (POLITYKA 20 i 21), chciałbym zatrzymać się przy kilku postaciach ekranowych, które wypadły najbardziej sugestywnie spośród setek pokazanych w tym roku w Cannes. Tak się przy tym składa, że to właśnie poprzez tych bohaterów widać najwyraźniej ogólniejsze zagadnienia, którymi zajmuje się dzisiaj światowe kino.
W tym roku w Cannes mniej było blichtru i ceremonii. Nie stawiły się tłumnie megagwiazdy światowego kina, więc i tłumy wokół słynnych schodów były nie takie jak zwykle; ponadto zawiodła pogoda, co ostudziło nieco zapał kandydatek na artystki, które rozbierają się dla fotoreporterów i gawiedzi przy bulwarze Croisette. W roli największych gwiazd festiwalu wystąpili tym razem reżyserzy.