Gdyby canneński festiwal kończył się już teraz, Złotą Palmę prawie na pewno zdobyłby „Tajny agent” Klebera Mendonça Filho.
Są oficjalne wyniki pierwszej tury wyborów; Trump rozmawiał z Putinem i Zełenskim; z Brukseli powiało pesymizmem; do Gazy wjechały ciężarówki z pomocą; „Polityka” nadaje z Cannes.
„Zgiń, kochanie” z Jennifer Lawrence w roli popadającej w psychozę świeżo upieczonej matki to jedno z mniej przyjemnych, za to bardzo pozytywnych zaskoczeń konkursu. Jeśli Lawrence nie otrzyma nagrody aktorskiej, może być pewna nominacji oscarowej.
We Francji, ojczyźnie nowej fali, gdzie jej kult nigdy nie został podważony i wciąż kusi swoją anarchistyczną legendą, film, który o tej legendzie opowiada, musiał wywołać zainteresowanie graniczące z histerią.
„Eddington”, jeden z najgorętszych i najbardziej wyczekiwanych tytułów w tym sezonie, zbiera mieszane recenzje, nie ulega jednak wątpliwości, że to najlepsza jak dotąd diagnoza choroby, jaka dotknęła podzieloną Amerykę pod rządami Trumpa.
Wiele wskazuje na to, że „Sound of Falling”, druga pełnometrażowa fabuła niemieckiej reżyserki Maschy Schilinski, która otworzyła canneński konkurs, ma już zapewnione miejsce w gronie ścisłych faworytów.
De Niro wyśmiewa Trumpa, „Mission: Impossible” przyprawia o zawrót głowy. Festiwal w Cannes jeszcze nie miał takiego otwarcia i po raz kolejny przeżywa amerykańskie oblężenie.
Fani Toma Cruise’a, który po 31 latach oficjalnie kończy przygodę z rolą Ethana Hunta, nie zawiodą się. Pożegnanie z serią „Mission: Impossible” wypada dokładnie tak, jak się tego wszyscy spodziewali: okazale, brawurowo, mistrzowsko puentując cykl.
Ubiegłoroczna selekcja festiwalu w Cannes udowodniła, że kino artystyczne nie tylko wraca do łask, ale też bez problemu pokonuje oscarowych konkurentów, a przy okazji coś ważnego przekazuje widzom. Rozpoczynająca się wieczorem 78. edycja imprezy ma być jeszcze wspanialsza.
Jak festiwal się zmieniał, dlaczego ani Berlin, ani Wenecja nie mogą się z nim równać i na czym polega magia La Croisette.