„Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, mówi art. 1 konstytucji. Gdyby Polacy byli ze sobą szczerzy, to zdanie brzmiałoby: „Rzeczpospolita Polska jest wspólnym kłopotem i wstydem wszystkich obywateli”.
W Sejmie rozpoczęły się prace nad zmianą konstytucji z 1997 r. Tym razem mniej w tym ideologicznego zadęcia, a więcej konkretów. Nie brak jednak propozycji kontrowersyjnych.
Jak zapowiadał, tak zrobił. Jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej Bronisław Komorowski opowiadał się za ograniczonymi zmianami w konstytucji.
Odbierając dowód, każdy 18-latek otrzymywałby egzemplarz konstytucji, a także flagę złożoną w ładnym etui i hymn na odpowiednim nośniku. Uroczystość miałaby się odbywać kilka razy w roku, na sesji rady gminy.
Rząd na wtorkowym posiedzeniu miał się zająć od dawna zapowiadanymi zmianami w konstytucji o dużym ciężarze gatunkowym. Dobrze, że tego nie zrobił.
Donald Tusk – jako szef rządzącej partii – przedstawił propozycje zmian w Konstytucji RP. Już dostaje mu się za to zarówno od tych, którzy uznają reformy za mało znaczącą kosmetykę, jak i od tych, którzy mówią o chęci przypodobania się populistom.
Propozycja zmiany konstytucji jest chyba pierwszym od lat większym, autorskim projektem politycznym Donalda Tuska.
Jeśli ciągle wydaje się więcej, niż zarabia, to się ma deficyt. Jak się ma nadmierny deficyt, to rośnie zadłużenie, a to oznacza kłopoty. Nawet gdyby wykreślić z konstytucji zapis o
Na temat zmian w konstytucji jąkamy się już od 10 lat. Zaczynamy mówić, gdy pojawia się doraźny polityczny kłopot, zacinamy się, gdy na chwilę kłopot zostanie zażegnany.
W polityce możliwe jest wszystko. Nawet to, że w Senacie obok siebie zasiądą Lech Kaczyński, Lech Wałęsa, Wojciech Jaruzelski, Ryszard Kaczorowski i Aleksander Kwaśniewski