Kleczewska wraca do twórczości Jelinek, by wspólnie z nią dać świadectwo bezradności wobec końca świata, którego jesteśmy świadkami.
Reżyserka, słynąca z ostrych, rozliczeniowych i kontrowersyjnych spektakli, tym razem wzięła sobie do serca miejsce i czas premiery.
„Maju, chcę przewietrzyć ten teatr, ale bez robienia przeciągu” – tymi słowami Gołda Tencer zaprosiła Maję Kleczewską do realizacji „Dybuka” na jubileusz Teatru Żydowskiego. Zastrzeżenie istotne, bo reżyserka z robienia przeciągów słynie.
Sztuka jest głosem sprzeciwu wobec egoizmu i samozadowolenia polskiej klasy średniej, w tym ludzi teatru.
Piękny, świetnie zagrany spektakl.
Mimo ogranych motywów, spektakl mocny i poruszający.
Katastrofę naszej cywilizacji przetrwały w spektaklu Kleczewskiej i Chotkowskiego zgniecione plastikowe butelki, rozdarte foliowe torebki, poranieni, rozpadający się ludzie i schematy językowe i myślowe, które nie pozwalają się wyzwolić ze starego świata.
Agamemnon (Mirosław Konarowski) – prostak i domowy macho – zostanie utopiony przez żonę (Danuta Stenka), udręczoną kobietę mającą dość wiecznego usługiwania mężczyznom.
Spektakl pełen jest wizyjnych – czasem drażniących, zawsze pięknych – obrazów.
Opolska realizacja scenariusza arcydzieła filmowego Viscontiego jest szeregiem mniej lub bardziej zrozumiałych scen.