Premier Narendra Modi tańczy na linie, próbując zachować przyjaźń USA i odciągnąć Putina od Pekinu. A kordialne stosunki Delhi i Kremla niepokoją obserwatorów na Zachodzie.
Nieodpowiedzialność i nieskuteczność rządu Indyjskiej Partii Ludowej pod przewodnictwem Narendry Modiego, bezlitośnie obnażona przez tragiczną skalę pandemii, to dziś w Indiach temat numer jeden.
Kraj zanotował rekordową liczbę zakażeń – 1,6 mln. W piątek szpitale w Delhi alarmowały, że kończy im się tlen. Respiratorów brakuje, lekarze wentylują pacjentów ręcznie.
Spalone meczety, domy i sklepy. Tysiące uciekinierów i bierność policji. Media społecznościowe pełne zatrważających scen przemocy. To bilans zamieszek w stolicy Indii. Nad Gangesem zbudziły się najciemniejsze demony.
Trwa blokada indyjskiego Kaszmiru. Rząd w Delhi niespodziewanie zmienił konstytucję i obalił autonomię regionu, który od 1947 r. cieszył się specjalnym statusem.
Do głosowania uprawnionych jest 900 mln osób. To więcej niż jedna dziesiąta wszystkich mieszkańców Ziemi i więcej niż liczba wyborców w całej Unii Europejskiej, USA, Brazylii i Japonii razem wziętych.
Potężna dynastia Nehru-Gandhi i jej polityczna machina przegrały z jednym pragmatycznym człowiekiem. Hindusi odrzucili mistykę, wybrali pieniądze.