Narendra Modi w Polsce i Ukrainie. Musi mieć powód, żeby tu być. Na co naprawdę liczą Indie?
Polska nawiązała z Indiami partnerstwo strategiczne. Przekładając z języka politycznego na ludzki: oznacza to wspólną deklarację, że oba państwa spróbują dźwignąć swoje stosunki na wszystkich możliwych polach na wyższy poziom. W przypadku Warszawy i New Delhi to nie będzie zadanie szczególnie skomplikowane, szybki sukces jest wręcz zapewniony.
Narendra Modi jest pierwszym od 45 lat premierem indyjskim nad Wisłą. W zasadzie nie jest to żadna kontynuacja stosunków czy odnowienie, bardziej ich nawiązanie.
Modi musi mieć powód
Sam Modi premierem pozostaje od dekady i dotychczas nie widział potrzeby, by pofatygować się nad Wisłę. Chodzi oczywiście o polski potencjał, skalę wymiany handlowej i inwestycji. Trochę się działo w PRL, później był zastój, dziś Polska jest celem emigracji zarobkowej tysięcy obywateli Indii, ale nadal niewielu polskich przedsiębiorców próbuje w Indiach prowadzić interesy, bo to rynek trudny, konkurencyjny i odległy.
Poza tym kierunek polski obsługiwany jest za pośrednictwem Unii Europejskiej. Rzeczpospolitą, jak wiele innych średnich i mniejszych krajów członkowskich, postrzega się jako część bloku. I tyle. Modi nie jest też przywódcą peregrynującym, musi mieć naprawdę dobry powód, by podróżować poza Azję i Oceanię, podwórka ostrej rywalizacji z Chinami. Jeśli ruszał się dalej, to raczej na wielostronne szczyty i spotkania w nowojorskiej siedzibie ONZ. W Europie odwiedzał tylko państwa ścisłego zachodu kontynentu (z naciskiem na Francję, Niemcy i Wielką Brytanię) oraz Grecję, Turcję i Szwecję.
Teraz przyszła pora na Polskę i