Kłopot z pustostanami jest też taki, że z jednej skrajności przeszliśmy w inną. Najpierw przez wiele lat nie zwracaliśmy na nie specjalnej uwagi. Teraz zaś rozpalają one wyobraźnię i jawią się jako cudowne remedium na bolączki naszego, rzeczywiście pełnego absurdów, rynku mieszkaniowego.
97,7 proc. mieszkańców kraju, którzy deklarują swoją polskość, to solidny narodowy kościec. Udźwignie przyrośnięte do niego organizmy, które chcą z nim żyć w przyjaznej symbiozie.
Jest nas mniej i jesteśmy coraz starsi. „To poważne wyzwanie dla polityki społecznej” – zauważył prezes GUS podczas prezentacji danych z ostatniego spisu powszechnego.
Pierwsze wyniki spisu powszechnego GUS potwierdzają kryzys demograficzny, a przecież nie biorą pod uwagę pełnych skutków pandemii.
Tylko do północy 30 września można wziąć udział w tegorocznym spisie powszechnym. GUS namawia, by robić to online. Odmowa wiąże się z karą w wysokości do 5 tys. zł.
Spis powszechny ma pokazać, kim są, skąd pochodzą i w co wierzą mieszkańcy Polski. Ale wystarczy rzucić okiem na architekturę, by dostrzec, że dogmat kulturowo jednorodnego kraju pruje się jak moherowy beret.
Czy separatystom i wnukom dziadków z Wehrmachtu uda się oderwać Śląsk od Polski? Czy języki wilamowski i śląski zagrożą polszczyźnie? Czy ukryta opcja niemiecka objawi się w spisie powszechnym tysiącami, a może milionami?
Zbiorowa fotografia Polaków – w ten sposób demografowie opisują znaczenie spisów powszechnych. Po dziesięcioletniej przerwie znów odpowiemy na pytania o to, „ilu nas jest”, „kim jesteśmy” oraz „jak żyjemy”.
W ostatnim spisie powszechnym GUS badał m.in. przynależność narodowo-etniczną mieszkańców Polski. W kwestionariusz można było wpisać każdą, z którą identyfikowała się spisywana osoba.
Wstępne wyniki ubiegłorocznego spisu powszechnego nie napawają optymizmem.