Obniżenie cen podręczników szkolnych było jednym ze sztandarowych haseł Prawa i Sprawiedliwości podczas kampanii wyborczej. Hasło piękne, warto tylko się zastanowić, jak je realizować, żeby nie zrobiło się gorzej, niż jest.
Większość Niemców uważa, że to oni sami są ofiarami drugiej wojny światowej. Skąd bierze się takie przekonanie, dla Polaków szokujące? Trop prowadzi także do podręczników szkolnych
„Niewierny to twój wróg”, głosi saudyjski podręcznik religii dla uczniów dziesiątej klasy. W ten sposób wyjaśnia podstawę dżihadu, czyli świętej wojny muzułmanów.
Jak świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem – ten stereotyp od 30 lat próbuje przełamywać wspólna Komisja Podręcznikowa.
Już za kilka dni każdy siedmiolatek wyciągnie z tornistra swoją pierwszą szkolną książkę. Jedną z osiemdziesięciu, wśród których mogła wybrać jego nauczycielka. Zacznie składać pierwsze słowa nie mając pojęcia, że ów moment poprzedziła prawdziwa bitwa wydawców. A walka to była nie byle jaka. Każdego roku do podziału jest bowiem podręcznikowy tort wart 650 mln zł.
W Polsce od kilku lat trwa dyskusja, jak odkłamywać historię wzajemnych relacji polsko-żydowskich. Powstają programy nauczania o Holocauście, tworzony jest właśnie podręcznik o zagładzie Żydów, gdzie nie ukrywa się złych czynów Polaków popełnianych na Żydach (patrz POLITYKA 16). Tymczasem w Izraelu bez zmian. Młodzież izraelska wie dużo o sytuacji Żydów na terenach Polski w XIX i XX wieku, ale nie wie prawie nic o Polakach. Polska w takim kontekście to pojęcie abstrakcyjne, a Polak jawi się młodym Żydom głównie jako antysemita.
Jeśli nie chcemy nowych żwirowisk, kolejnych bitew sił „Polski Zawsze Wiernej” z „demoliberalną międzynarodówką paszkwilantów”, musimy zmienić system edukacyjny. Kto wie, czy to nie w nim tkwi klucz do ponurej zagadki trwałości polskiego antysemityzmu. Dokumenty, nauki papieża i biskupów, praca historyków, publicystów i dziennikarzy, konferencje, odczyty – to wszystko, jak widać, za mało, by ten demon przepadł raz na zawsze. W tym sensie w sprawie Jedwabnego tkwi także potencjał dobra.
Przed tygodniem (POLITYKA 37) pisaliśmy o rynku podręczników szkolnych – kto się na nim bogaci i jak wygląda droga podręcznika od autorów do uczniów. Dziś otwieramy niektóre z książek i zaglądamy do środka.
Od kilku lat na rynku wydawnictw szkolnych panuje chaos. Każdego roku lista podręczników dopuszczonych do użytku przez MEN wzbogaca się o nowe pozycje. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że – po pierwsze – ministerialni recenzenci, którzy mieli czuwać nad ich jakością, ulegają presji wydawców i w księgarniach pojawiają się kolejne szkolne buble. Po drugie zaś – dystrybucją podręczników zajęli się nauczyciele, pobierając za to prowizję.