Nadmiar publikacji polskich autorów w „wydawnictwach drapieżnych” jest skutkiem, a nie przyczyną kryzysu polskiej nauki. Prezentujemy kolejny głos w dyskusji.
Łączenie literatury pięknej z popularyzacją nauki to kuszący, ale ryzykowny zabieg. Podjął się go Juan José Millás.
Mamy dziś do czynienia z zyskującym na znaczeniu systemem plemiennym. Wierzymy komuś znajomemu, rodzinie, a nie ekspertom – mówi prof. Dariusz Jemielniak, badacz dezinformacji i wiceprezes Polskiej Akademii Nauk.
Czasopisma, które chcą zarabiać na publikacjach artykułów naukowych, nie są dla nauki żadnym zagrożeniem. Zapewne pozytywnie przyczynią się do jej rozwoju. Problem tkwi gdzie indziej. Polemika z tekstem Wojciecha Mikołuszki „Drapieżniki atakują”.
22 października wręczyliśmy stypendia i nagrody kolejnym piętnastu osobom. 23. edycję programu zamykamy kwotą 7 mln zł przekazanych w ręce 377 utalentowanych młodych naukowców.
Współczesne społeczeństwa stały się niezdolne do wymyślania siebie na nowo – mówi prof. David Wengrow, współautor książki „Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości”.
Nagabują, kręcą, mamią i manipulują. I przyjmą do druku niemal każdą pracę – pod warunkiem że badacz za to zapłaci. Czasopisma drapieżne opanowują ekosystem nauki.
Realne wynagrodzenia naukowców spadły o 16 proc. w ciągu ostatnich czterech lat.
Jako pojedynczy naukowcy może nie jesteśmy w stanie konkurować zasięgiem z celebrytą czy żerującym na teoriach spiskowych hochsztaplerem, ale razem możemy stanowić siłę trudną do pokonania. Nauka nie może istnieć tylko na uniwersytetach, przekonuje prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z UMCS.
Nie zapominajmy o ukraińskich naukowcach. Trzeba im pomóc przetrwać, także znaleźć miejsce za granicą. Ale nie wolno dopuścić do drenażu mózgów z Ukrainy – pisze dwóch wybitnych polskich uczonych.