Polska skrajna prawica nie popiera protestów przeciw rasizmowi w USA, a jednocześnie przenosi ten sam ideologiczny spór na polski grunt.
Po zabójstwie czarnoskórego George′a Floyda przez świat przetoczyła się fala demonstracji. Już dzisiaj porównuje się ją do przełomowego 1968 r. Rozmowa z korespondentem „Polityki” w USA Tomaszem Zalewskim.
Obalenie pomnika handlarza niewolników w al. Colstona w sercu Bristolu zapoczątkowało zażartą dyskusję o mrocznych rozdziałach imperialnej historii.
Kiedyś zbuntowani Amerykanie powtarzali za Martinem Lutherem Kingiem, że mają marzenie. Dziś wykrzykują za George’em Floydem, że nie mogą już oddychać.
Zdaniem komentatorów w USA skala i trwałość protestów po morderstwie George′a Floyda w Minneapolis wskazują, że przekształcają się one w masowy ruch społeczny.
Próby ukrócenia brutalności policji i rozliczania jej za nadużycia na tle rasowym rozbijają się o opór potężnych związków zawodowych i obawy aparatu sprawiedliwości.
Donald Trump nie wspomina ani słowem o rasizmie w policji i potrzebie jej reform. Gdyby wybory odbyły się dziś, najpewniej przegrałby walkę o reelekcję z Joe Bidenem.
Wydarzenia ostatnich dni mogą sugerować, że Donald Trump pragnąłby przekształcić USA w państwo autorytarne w tureckim lub latynoamerykańskim stylu.
Prezydent USA po raz kolejny zapowiada wpisanie Antify na listę organizacji terrorystycznych. Wini ją o podsycanie protestów po śmierci George’a Floyda.
Donald Trump tylko podsyca temperaturę konfliktu. On i jego ludzie milczą na temat przyczyn gniewu czarnych Amerykanów: ukrytego rasizmu w USA, niewątpliwego zwłaszcza w policji.