Pracownicy PKO BP świętują. Od kilku dni mogą sprzedawać swoje akcje; nagle stali się bogatsi o 4,2 mld zł. Tymczasem załoga Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) nie wyklucza strajku generalnego, bo ich akcje blokuje Skarb Państwa. Akcje pracownicze wymyślono po to, by kupować za nie zgodę załóg na prywatyzację. Dziś nowa władza ma kłopot: jak płacić za rezygnację z prywatyzacji?
W spółkach Skarbu Państwa miało zapanować wzmożenie moralne. Koniec z kolesiostwem, z rozdawaniem posad działaczom partyjnym. Teraz liczyć się będzie jedynie uczciwość i kompetencja – obiecywano. Kilka miesięcy później obserwujemy przyspieszone obroty karuzeli kadrowej, z której więcej osób spada, niż na nią wskakuje. Kto tym kręci i po co?
W spółkach Skarbu Państwa panuje nerwowa atmosfera. Co przyniesie nowa władza? Kogo ze swoich ludzi skieruje do zarządów i rad nadzorczych, żeby się „sprawdzili w biznesie”? Kto ocaleje, a kto będzie musiał szukać pracy?
Kiedy stróże prawa przekroczą swoje uprawnienia, popełnią błąd, niewłaściwie użyją broni, bezpodstawnie posłużą się siłą, pokrzywdzeni domagają się odszkodowań. Płaci Skarb Państwa. Jak wyglądają takie rozliczenia?
Wiosną, zwłaszcza w roku wyborów, trzęsą się fotele prezesów. Łatwo z nich spaść, jeśli na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy nie zadowolą ubiegłoroczne wyniki firmy. Ale jeśli zwalniają, to będą także przyjmować. To szansa dla menedżerów, którzy wcześniej trafili na bezrobocie.
Gdyby nie Polska Żegluga Morska, na przedsiębiorstwa państwowe – nie mylić ze spółkami Skarbu Państwa – pewnie dalej nikt nie zwracałby uwagi. Awantura wokół PŻM sprawiła, że zaczęto się uważnie przyglądać temu sektorowi gospodarki, w części bardzo osobliwemu.
Zabużanie, liczne ofiary powojennej nacjonalizacji, inni pokrzywdzeni bezprawnymi działaniami władz PRL – kolejka zgłaszających roszczenia wobec Skarbu Państwa rośnie. Obroną Skarbu ma się zająć Prokuratoria Generalna. Marek Belka, z dawnego przeciwnika, dziś stał się entuzjastą tej instytucji.
Państwo lubi zachować wpływy w prywatyzowanych spółkach. Trudno mu się dziwić. Pozostałym udziałowcom to się nie podoba. Konflikt gotowy.
Przez rady nadzorcze pracę tracą kolejni wysocy urzędnicy rządowi. Zarzut uczestnictwa w radzie nadzorczej stał się dziś groźniejszy niż podejrzenie o współpracę z tajnymi służbami PRL. Co to właściwie za instytucja, w której zasiadanie jest jednocześnie tak pożądane i tak niebezpieczne?