Badacze wciąż próbują zrozumieć baśniową opowieść o Piaście i Popielu. Wiele wskazuje na to, że jej autor, Gall Anonim, był dworskim i państwowym propagandystą.
Wchodząca na ekrany sfilmowana „Stara baśń” prowokuje pytanie, czy tak wyglądał świat pogańskich Słowian, jak go najpierw w XIX w. opisał Józef Ignacy Kraszewski, a w XXI w. zobrazował Jerzy Hoffman. Co dziś wiedzą historycy?
Średniowieczne zamki stanowią ogromną atrakcję turystyczną. Takich warowni mamy dziesiątki i nie ma większego znaczenia, czy zamek przetrwał do dziś, czy też pozostała po nim ledwie sterta gruzów. To tylko dodaje im tajemniczości. Znacznie mniej wiemy o młodszych fortecach, które powstały na obecnych terenach Polski. W XVIII, a zwłaszcza w XIX stuleciu pracowali tu najwybitniejsi europejscy inżynierowie sztuki fortyfikacyjnej. Twierdze budowali Prusacy, Rosjanie, Austriacy, cesarz Napoleon. Niegdyś groźne i najeżone setkami armat – dziś popadły w zapomnienie. A szkoda, bo Polska to największy w Europie skansen zabytkowych twierdz.
Bitwa pod Grunwaldem ciągle trwa. Podczas niedawnej inscenizacji – na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów – polsko-litewskie rycerstwo znów waliło w Krzyżaka jak w pięknym filmie nakręconym w 1960 r., gdy Bundeswehra była w NATO, a Ludowe Wojsko Polskie w Układzie Warszawskim, gdy z plakatów straszył Adenauer w płaszczu z czarnym krzyżem. Czy i nowa filmowa wersja „Krzyżaków ” utrzymana będzie w tym duchu.
Niedawno prezydenci Europy świętowali w Gnieźnie tysiąclecie zjazdu monarchów w tym mieście. Na przełomie kwietnia i maja, w tysiąclecie synodu gnieźnieńskiego, zjadą się tu biskupi z Polski i zagranicy. Dzień później obradować będzie w Gnieźnie uroczyście parlament. Zaczną się Dni św. Wojciecha. Powraca pytanie o początki chrześcijaństwa na ziemiach polskich, w podręcznikach łączone z chrztem Mieszka I i jego drużyny w 966 r. Wielokrotnie zastanawiano się nad wymową źródeł pisanych, z których wynikać mogło, że apostołowie nowej wiary penetrowali nasze ziemie przed oficjalnym przyjęciem chrześcijaństwa. Ciekawa jest też wymowa znalezisk archeologicznych. Niektóre stanowią do dziś nierozszyfrowane zagadki.
Nie wiemy, jaka była pogoda w początkach marca 1000 r., nie jesteśmy w stanie opisać dokładnie jakości dróg wiodących znad Łaby do Gniezna, którymi sunął orszak dostojników prowadzony przez najwyższego władcę – cesarza rzymskiego Ottona III. Wiemy, że ziemie porośnięte w czterech piątych lasami zamieszkiwało około miliona osób. Cesarz przybywał zaś z Rzymu, stanowiącego bardzo odległe wspomnienie czasów swej antycznej świetności.
Na przełomie X i XI wieku dobiegał kresu długotrwały i niełatwy proces kształtowania się Europy. Nie mam tu, rzecz jasna, na myśli pojęcia czysto geograficznego, lecz jego głębszy sens kulturowy. Ten proces przygotowywał się przez długie wieki historii antycznej, dokonywał – z różną intensywnością, zahamowaniami, nawet regresami – przez kolejne stulecia ery chrześcijańskiej. Co nie oznacza, że był aprobowany, a nawet postrzegany przez ludzi mu współczesnych.
Tamtego sylwestra nie było. W nocy z 31 grudnia 999 na 1 stycznia 1000 r. świat pogrążony był w głębokich ciemnościach i ciszy. Rok Tysięczny był problemem ograniczonym do niewielkiego obszaru zachodniej i środkowej Europy. A nawet tam niewielu zdawało sobie sprawę z tego, który jest rok. Co więcej, lata zaczynały się wówczas w marcu, bo 1 stycznia miał podejrzanie pogańską proweniencję. Nie ulega wątpliwości, że Europa spała tej nocy. Dawno pogaszono pochodnie i kaganki. Jedynie w klasztorach mogły płonąć świece odmierzające czas do jutrzni, jak wówczas nazywano północ.