Rozmowa z prof. Arturem Magnuszewskim, hydrologiem z UW, o tym, czy czekają nas w Polsce powodzie. A może prędzej susze?
Rozmowa z dr. Andrzejem Mikulskim o suszy, która zostanie z nami na dłużej, i jak w tym czasie szanować deszcze i rzeki.
Spośród wszystkich zagrożeń klimatycznych najgorsze mogą okazać się susze. W przeciwieństwie do powodzi i wichur, które są niczym ostra infekcja, przypominają raczej chroniczny stan zapalny, który powoli, lecz nieubłaganie niszczy organizm.
Susza w dobie zmian klimatycznych to jedno z największych wyzwań dla ludzkości, przekonują naukowcy na łamach amerykańskiego „Science”.
Pożar nad Biebrzą jest wielki i katastrofalny, pogorzelisko robi przejmujące wrażenie, część ekosystemu pewnie się zdegeneruje. Nie zapominając o tym, uchwyćmy się pocieszeń dostarczanych przez specjalistów od bagien.
Wiosenne susze powoli stają się naszą zmorą i naszą normą. Dlaczego deszcz omija nas od ponad miesiąca?
Pożar w górnym basenie Biebrzy to niemal na pewno podpalenie. Może celowe, może jakiś niedopałek papierosa, może spod kontroli wymknęło się wypalanie traw.
Rządy Afryki stoją przed trudnym wyborem: jak walczyć z pandemią, gdy większość populacji po kilku dniach bez pracy zacznie głodować? Susze, powodzie, szarańcza, wirus – na kontynent spadają w tym roku wszystkie katastrofy.
Po suchym lecie i jesieni mamy zimę bez śniegu. Jeśli tendencja się utrzyma, czeka nas susza, jakiej nie było od półwiecza. Musimy więc myśleć, jak zmniejszyć nasz ślad wodny.
Najnowsze ostrzeżenia mówią o ryzyku wystąpienia suszy glebowej. Gdy zrobi się trochę cieplej i rozpocznie się wegetacja, wiele roślin bez wody nie przetrwa – mówi prof. Artur Magnuszewski, hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego.