„Relokacja albo wzięcie odpowiedzialności za deportację” ma stać się kluczową regułą solidarności migracyjnej w Unii. A więc także dla Polski.
Na Lesbos spłonął nie tylko największy obóz dla uchodźców w Europie. Ale też dotychczasowy pomysł na politykę migracyjną Unii Europejskiej.
Obóz Moria na Lesbos stał się symbolem polityki azylowej UE. Chodzi nie tylko o krach reformy blokowanej m.in. przez Polskę z powodu relokacji, ale też o obojętność na fatalne „zarządzanie granicą” przez Grecję.
Niemcy mimo wszystko nieźle sobie radzą z napływem 1,6 mln cudzoziemców. Jednak kryzys uchodźczy z 2015 r. wbił się klinem w relacje polsko-niemieckie.
Obóz dla uchodźców na wyspie doszczętnie spłonął, a jego mieszkańcy koczują w lasach i przy drogach. Tragedia to efekt chowania głowy w piasek, nie tylko przez greckie władze.
Na włoskich wyspach jest już więcej uchodźców niż w latach ubiegłych. Po morzu pływają statki ratownicze, których nikt nie chce wpuścić do portu, a kolejne kraje grożą deportacjami.
Według ONZ ponad 80 proc. z 17,5-milionowej ludności Syrii pogrąża się w biedzie. Syryjskie dzieci zasypiają głodne, bo rodziny nie mogą sobie pozwolić na kupno jedzenia.
Ośrodki dla imigrantów pękają w szwach i nie są zbyt pilnie strzeżone. Wielu ucieka w nieznane. W warunkach urągających elementarnym zasadom godności zaczynają „nowe życie”.
W dawnym hotelu robotniczym przebywa 111 kobiet z dziećmi. O tym, czy wezwać karetkę, decyduje jeden z dwu ochroniarzy dyżurujących na zmianę.