Szef MSZ Witold Waszczykowski podjął się zadania niemożliwego: obrony „dobrej zmiany” przed światem. I może zostać jej pierwszą ofiarą w obozie rządzącym.
Czepianie się słów ministra Witolda Waszczykowskiego jest ryzykowne, trudno bowiem powiedzieć, czy piątkowe miniexposé to była tylko publicystyka, czy już twardy program polityki zagranicznej.
Przemówienie ministra było w tonie „asertywne”, lecz w wymowie umiarkowanie (jeszcze?) eurosceptyczne i umiarkowanie nacjonalistyczne. Za to entuzjastycznie proamerykańskie.
W polityce zagranicznej Polski dokonuje się ostry zwrot. Nie wiadomo, czy tak było planowane, czy tak wyszło?
Dla wielu unijnych polityków i przedstawicieli unijnych instytucji Polska w ciągu zaledwie kilku tygodni z prymusa stała się oszustem.
Sytuacja kraju na cenzurowanym w UE szkodzi nie tylko rządom PiS w Polsce, ale Polsce w ogóle. Na razie wydaje się, że PiS tego nie rozumie.
Prostować jest co, bo z wywiadu dla agencji Reuters wyciągnięto wnioski, że polski rząd chce przehandlować zasiłki dla Polaków na Wyspach za brytyjskie wsparcie dla baz NATO w naszej części Europy.
Jednego nie można odmówić nowemu szefowi MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu – ambicji. Pytanie tylko, czy zmieści się ona w gmachu przy alei Szucha.
Wypowiedź nowego ministra spraw zagranicznych, że polskie służby pod kierownictwem ludzi z czasów PO są większym zagrożeniem dla Polski niż zagrożenia zewnętrzne, szkodzi Polsce.